Irytacja moja wynika ze zderzenia dwóch rzeczywistości - realnej i wirtualnej. W tej realnej żyją na przykład ludzie chorzy na stwardnienie rozsiane, którzy w tym roku mogą stracić dostęp do skutecznych leków, bo urzędnicy uznali, iż refundacja terapii tej ciężkiej choroby należy się tylko przeze 60 miesięcy. Albo rodzicie bliźniąt z Włocławka, które zmarły na kilkanaście godzin przed planowanym porodem przez cesarskie cięcie, a ktoś wyczyścił pamięć z urządzeń diagnostycznych, co utrudnia ustalenie ewentualnego błędu w sztuce lekarskiej.
W rzeczywistości wirtualnej przebywają politycy, którzy kłócą się w jakim składzie debatować o służbie zdrowia – jeden na jeden czyli Donald Tusk z Jarosławem Kaczyńskim czy też może z udziałem ekspertów. Szef rządu wolałby dyskutować o socjalnym programie PiS, bo to dużo łatwiejsze niż debata o służbie zdrowia. Można się poruszać w obszarze abstrakcyjnych liczb, których przeciętny obywatel nie jest w stanie nawet sobie wyobrazić, a już tym bardziej ocenić kto ma rację. Na debatę o służbie zdrowia szef rządu woli wysłać Bartosza Arłukowicza, który jest mistrzem abstrahowania od rzeczywistości i udzielania odpowiedzi w stylu: „a pan jest łysy". Tylko co to ma wspólnego z realnym życiem reszty obywateli?