O skłonności władz ukraińskich do rozmów z przeciwnikami (UE też za przeciwnika, a na pewno adwokata swoich przeciwników uważają) najprawdopodobniej zadecydowały i długo wyczekiwane ostre tony w wypowiedziach polityków Zachodu, ale i lęk przed wielkim rozlewem krwi.
Jest jeszcze jeden powód, ujawnił go w nocy minister spraw zagranicznych Leonid Kożara. Otóż ludzie Janukowycza mają nadzieję, że goście z Europy „staną się świadkami realnej sytuacji". Czyli że wyjdą poza czarno-biały obraz: Janukowycz zły, opozycja dobra, o którym wczoraj w Sejmie mówił premier Polski.
Domyślam się, że Kożarze chodzi o to, co za najważniejsze uznały portale rosyjskie (rano otworzyłem m.in. strony „Komsomolskiej Prawdy" i Newsru.com). Że (również?) zły jest Majdan, bo jak wybijają w tytułach te portale: Tamtejsi radykałowie za nic mają nocne porozumienie o rozejmie, który zawarli Janukowycz z Kliczką, Jaceniukiem i Tiahnybokiem.
Niechęć radykałów z Majdanu do dogadywania się z władzami nie zmienia faktu, że to one ponoszą odpowiedzialność za rozlew krwi, za odrzucenie umowy z UE i tragiczną sytuację gospodarczą. I to jej przedstawiciele powinni być za to pierwsze ukarani przez Zachód.
Nie można ulec wrażeniu chwilowego zainteresowania ludzi Janukowycza rozmowami i zrezygnować z sankcji. O tym będzie można pomyśleć, gdy Berkut będzie siedział w koszarach i Ukraińcy będą się szykowali do nowych wyborów.