Gdy cały Zachód się jednoczy, widząc odradzanie się rosyjskiego imperializmu, politycy SLD wobec Moskwy zachowują się – najdelikatniej rzecz ujmując ?– dziwnie.
Przez wiele lat SLD uchodził za formację proeuropejską. Gdy lewica dwukrotnie po 1989 r. sprawowała rządy, nie tylko nie zawróciła Polski z drogi do NATO i UE, ale kilka razy pokazała, że potrafi wybrać Zachód kosztem Rosji. Wywodzący się z SLD prezydent Aleksander Kwaśniewski wsparł pomarańczową rewolucję na Ukrainie, choć ryzykował pogorszenie stosunków z Kremlem. Również Leszek Miller jako premier nie wahał się zorganizować koalicji państw Europy Środkowej, która poparła USA podczas inwazji na Irak – wbrew Francji i Rosji.
Teraz SLD zmienił front. Leszek Miller był jedynym ważnym polskim politykiem, który bawił w Soczi. Gdy na Ukrainie pogłębiał się konflikt, w którym Kreml odgrywał kluczową rolę, przewodniczący Sojuszu grzmiał o przełamywaniu stereotypów i polskiej rusofobii. Ktoś może tłumaczyć, że w tamtym czasie Rosja nie zaanektowała jeszcze części terytorium Ukrainy. To prawda, tyle tylko, że po tej aneksji zachowanie polityków SLD się nie zmieniło. Gdy rosyjskie wojska zajęły Krym, szef SLD zarzucił Donaldowi Tuskowi wojowniczość i rusofobię. Ostrzegał, by polskie „wymachiwanie szabelką" nie zagroziło interesom rolników. Choć cały Zachód uznał plebiscyt na Krymie za nielegalny, nie zniechęciło to posła SLD Adama Kępińskiego, by wybrać się tam jako obserwator.
Mało tego, jak piszemy dziś w „Rzeczpospolitej", Sojusz na otwarcie swej kampanii przed wyborami do Parlamentu Europejskiego zaprosił Güntera Verheugena i Gerharda Schrödera. Ten pierwszy ledwie kilka dni temu gromił ukraińskie władze, wskazując, że w Europie powstał pierwszy w XXI wieku rząd, w którym zasiadają faszyści. Schröder zaś tłumaczył, że za konflikt na Krymie odpowiedzialna jest Unia Europejska. Czy obaj politycy tylko przypadkiem powielili argumenty z arsenału rosyjskiej propagandy? Tę kwestię pozostawiam czytelnikom.
Czy SLD szuka czegoś, co wyróżni go w kampanii wyborczej? Przesadza i upraszcza, bo taka jest logika kampanijnego przekazu? Być może. Tylko dlaczego przy okazji tak jaskrawie rozmija się z polską racją stanu?