Eksperci Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu i przedstawiciele rządów radzą właśnie w Japonii w jaki sposób ująć tę nieprzyjemną prawdę w taki sposób, aby raport pozostał wierny nauce, a jednocześnie był do zaakceptowania przez polityków bez reszty pochłoniętych kwestiami gospodarczymi. Podsumowanie (uproszczone wnioski zrozumiałe dla polityków) ma być gotowe w poniedziałek.

To druga część trzyczęściowego raportu IPCC. Pierwsza poświęcona była „fizyce" globalnego ocieplenia - podkreślono w nim, że zjawisko to jest realne, a za zmiany odpowiadają najprawdopodobniej ludzie. Druga część traktuje o efektach ocieplenia w skali świata, a trzecia - jeszcze przygotowywana - o potencjalnych środkach zapobiegawczych oraz o adaptacji.

I to właśnie dwie ostatnie części będą przedmiotem prawdziwych sporów. Dziś nie ma poważnych naukowców wątpiących w istnienie globalnego ocieplenia. Ale to co z nim zrobić - i za ile - to już sprawa delikatniejsza. Z jednej strony naukowcy siłą rzeczy będą wyolbrzymiać zagrożenia (przecież o tym właśnie jest raport), z drugiej tak zwani sceptycy, czyli lobbyści na usługach wielkich koncernów, zrobią wszystko aby tych naukowców skompromitować.

Już raz im się udało - badacze popełnili błędy skrupulatnie wychwycone w poprzednich raportach przez sceptyków. Posunięto się nawet do wykradania listów i manipulacji aby udowodnić, że klimatolodzy fałszowali dane. Przeprowadzone w tej sprawie dochodzenia nie potwierdziły zarzutów sceptyków, ale operacja się powiodła - smród pozostał. Teraz, gdy eksperci zaczną mówić o konkretnych działaniach - i konkretnych pieniądzach - te ataki zapewne się nasilą. Najbliższe tygodnie pokażą nie tyle kto ma w tej sprawie rację, ale kto ma sprawniejszy PR.