Reklama

Jackowi Kaczmarskiemu. Wspomnienie

Tak się jakoś złożyło, że piosenki Jacka Kaczmarskiego splotły się z moim życiem, i towarzyszyły mi przez bardzo długo, będąc gdzieś w tle najważniejszych jego wydarzeń.

Publikacja: 10.04.2014 18:54

Jackowi Kaczmarskiemu. Wspomnienie

Pamiętam, kiedy jeszcze będąc na studiach po raz pierwszy odwiedziłem madryckie Prado. Oglądając dzieła wielkich mistrzów Goi, czy Boscha niemal instynktownie czytałem je wierszami i pieśniami barda.

Podobnie zresztą w liceum, kiedy omawialiśmy obrazy Jacka Malczewskiego, mnie przypadł „Czerwony autobus" i interpretacja mogła być tylko jedna.

Śmiało zatem mogę powiedzieć, że to dzięki niemu poznałem najwspanialsze obrazy, podobnie zresztą jak wiersze Herberta, piosenki Wysockiego.

Pierwsze spotkanie z muzyką Kaczmarskiego przyszło jeszcze w dzieciństwie, kiedy rodzice na starym Simensie słuchali jego pieśni. „Mury", „Obława" czy „Zbroja" stały się szybko moimi pieśniami, chociaż znaczenia wtedy ich  nie rozumiałem.

Potem były kolejne płyty, no i wreszcie spotkanie z Jackiem Kaczmarskim, w krakowskim klubie „Żaczek". Był już wtedy w Australii, do Polski przyjechał na chwilę. Dał koncert  charytatywny na rzecz jakiejś szkoły. Miałem 19 lat i pisywałem do „Czasu krakowskiego", udało mi się z nim umówić na wywiad. Wyszedł dość marnie. Ale nie to było najważniejsze.  Siedzieliśmy w klubie ponad godzinę. Paląc papierosy opowiadał o życiu w Australii. A ja od tamtej pory  wiem, jak czuje się nastolatek, która spotyka swojego idola. Poziom skrywanych emocji podczas tego spotkania był ogromny.

Reklama
Reklama

Potem miałem okazję spotkać go jeszcze raz w Krakowie, ostatni.

Wieści o chorobie Mistrza na początku nie były niepokojące. Choroba jednak nie dawała za wygraną Kaczmarski miał stracić głos. Nie zdecydował się na radykalną formę leczenia.

Bard  traci głos, to jakąś diabla ironia, pomyślałem. Odszedł 10 kwietnia 2004 r.

Pamiętam, kiedy jeszcze będąc na studiach po raz pierwszy odwiedziłem madryckie Prado. Oglądając dzieła wielkich mistrzów Goi, czy Boscha niemal instynktownie czytałem je wierszami i pieśniami barda.

Podobnie zresztą w liceum, kiedy omawialiśmy obrazy Jacka Malczewskiego, mnie przypadł „Czerwony autobus" i interpretacja mogła być tylko jedna.

Reklama
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Rząd w sprawie KPO zachowuje się, jakby wyrzucił zawleczkę, a zostawił granat
Komentarze
Bogusław Chrabota: Karol Nawrocki – Bob Budowniczy
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Szczyt Trump–Putin to wielkie ryzyko dla Ukrainy
Komentarze
Artur Bartkiewicz: KPO, CPK i oranżeria w kebabie, czyli spektakularna katastrofa rządu
Komentarze
Estera Flieger: Karol Nawrocki, czyli ludowy prezydent Polski
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama