Amerykanie bowiem nie są Świętym Mikołajem czy światowym strażakiem. Mogą efektywnie pomóc tylko tym, którzy najpierw sami zadbali o swoją obronę. Na tle bliskich amerykańskich sojuszników – Japonii, Korei czy Wielkiej Brytanii – Polska wciąż wypada blado.
1
Nie ma na świecie silniejszego mocarstwa niż USA i długo nie będzie, przynajmniej w wymiarze militarnym. Tylko Waszyngton może sobie pozwolić na pełny dyplomatyczny, gospodarczy, a nawet militarny konflikt z Rosją, która tak obecnie, jak i w następnych latach pozostanie dla Polski największym zagrożeniem. Budowanie bezpieczeństwa na sojuszu z nimi ma więc jak najbardziej racjonalne podstawy. Pod jednym wszakże warunkiem – w razie potencjalnej wojny nasza obrona musi wytrzymać, zanim przybędą Amerykanie, a to potrwa.
Według ośrodka analitycznego Stratfor Polska powinna potrafić sama się obronić przez minimum trzy miesiące, Stany Zjednoczone bowiem nie mają w Europie sił lądowych do udzielenia nam wystarczającej pomocy, nadejdzie ona zatem zza Atlantyku drogą morską, co wymaga utrzymania linii obronnych wokół portów. To trzeźwa ocena sytuacji, bowiem gotowość europejskich państw NATO do wysłania swoich żołnierzy do obrony Polski jest znikoma. Świadczą o tym choćby wstrzemięźliwe reakcje, głównie w Niemczech, choć nie tylko, na pomysły wzmocnienia wschodniej flanki paktu. Ani euro na ten cel – zgodnie deklarują nasi sojusznicy ze Starego Kontynentu. Skoro tak twierdzą w czasie pokoju, nie sposób zakładać, że inaczej zachowaliby się w razie wojny.
Dlaczego więc nasi partnerzy tak naciskają na potrzebę europeizacji obrony, wspólnej produkcji sprzętu wojskowego, włączenia polskiego przemysłu do kontynentalnej współpracy obronnej, czyżby tylko z powodu potencjalnych zysków dla swoich firm? Wszystko to miałoby sens, pod warunkiem, że ufalibyśmy sobie na zasadzie: jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Jest jednak inaczej. Rządy europejskie nie mogą wszak być chętne do jakichkolwiek poświęceń militarnych, jeśli odrzucają je ich własne społeczeństwa. Znacznie pewniejszym sojusznikiem pozostaje Ameryka, jeśli ona mówi o wojnie – na ogół dotrzymuje słowa.
2
Rosyjska skryta agresja na Ukrainę i aneksja Krymu zmieniły wiele w regionalnym układzie bezpieczeństwa, strategia rozwoju polskich sił zbrojnych budowana na długie lata z natury rzeczy musi przyspieszyć. Nie ma już czasu na załatanie najbardziej ewidentnych dziur, choćby w systemie obrony powietrznej i przeciwrakietowej. Polska musi osłonić się tarczą nie kiedyś, ale możliwie jak najszybciej. Podobnie sprawy mają się z helikopterami do transportu żołnierzy i w dalszej kolejności – śmigłowcami szturmowymi. Nie inaczej z zastąpieniem leciwych samolotów SU-22 nowszym modelem.