Ciągle jeszcze cieszy się sympatią zwolenników PO, a i w samej partii ma niekwestionowaną pozycję, ale nie posiada już zdolności przyciągania nowych zwolenników. Przestaje być atutem PO, a stąd już tylko krok do sytuacji, gdy stanie się dla niej balastem. Co to oznacza? Kryzys przywództwa.
W Polsce kilka formacji zmagało się już z tym problemem i wiedzą, że zamiana silnego lidera na innego przywódcę nie jest operacją łatwą i rzadko odbywa się bez strat. Zwłaszcza gdy szef partii – tak jak Tusk – zadba o to, by w jego otoczeniu nie wyrósł nikt, kto mógłby mu odebrać władzę siłą. Szef PO skutecznie eliminował kolejnych rywali i właśnie dobija ostatniego – Grzegorza Schetynę, o czym świadczą informacje o rugowaniu resztek jego sympatyków z list kandydatów na samorządowców.
Na razie znakomita większość działaczy PO, zapatrzona w swojego ukochanego przywódcę, przyklaskuje tym zabiegom. Ciągle jeszcze krytyka Tuska jest traktowana nieomal jak próba ojcobójstwa. Ale gdy notowania partii spadną, przegrane zostaną pierwsze wybory, strach zajrzy działaczom w oczy i zmienią zdanie. Być może nawet zwrócą się ku Schetynie, bo tak naprawdę nikogo innego nie mają. Lansowaną ostatnio w niektórych mediach zamianę Tuska na Ewę Kopacz można włożyć między bajki. Z tym że autorytet Schetyny jest mocno nadszarpnięty, a to oznacza, że nigdy nie stanie się niekwestionowanym przywódcą dla całej PO.
Dla partii Donalda Tuska to zła wiadomość. Dekadę temu w podobnej sytuacji był SLD. Gdy elektorat negatywny Leszka Millera zaczął gwałtownie rosnąć, a notowania ugrupowania spadać, SLD doszedł do wniosku, że lidera trzeba zmienić. Ponieważ jednak Miller miał silną pozycję, wymagało to wielu podchodów. Gdy ostatecznie przestał być szefem Sojuszu, formacji już to nie pomogło. Kolejni liderzy – a zmieniali się bodaj co pół roku – nie mieli ani takiego autorytetu, ani umiejętności, by utrzymać władzę dłużej. Smutna pozycja dzisiejszego SLD powinna być sennym koszmarem Tuska, bo PO może skończyć podobnie. I będzie to wina premiera, gdyż brak naturalnego następcy zawsze jest efektem działań urzędującego lidera.