Jarosław Giziński o artystach zbierających na walkę z ebolą

Po raz kolejny świat może kupić płytę nagraną przez „Band Aid“ - skrzykniętą przez Boba Geldofa plejadę światowych gwiazd, które kierowane jak najbardziej wzniosłymi uczuciami śpiewają słynną piosenkę "Do They Know It's Christmas". Utwór wybrzmiewa już od 1984 r., kiedy to ówczesne sławy pozwoliły organizacjom pomocowym zarobić 8 mln funtów na pomoc dla głodującej Afryki.

Aktualizacja: 21.11.2014 13:16 Publikacja: 21.11.2014 11:46

Jarosław Giziński

Jarosław Giziński

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompala

Tym razem artyści zbierają na walkę z epidemią eboli. Aby to podkreślić zmieniono nawet słowa utworu dorzucając na przykład „pocałunek, który może przynieść śmierć". Swój cenny czas nagraniu poświęcili Seal, Elbow, Sinead O'Connor, Ed Sheeran, Emeli Sande, One Direction, Paloma Faith, Rita Ora, Chris Martin z Coldplay i jeszcze wielu innych.

Wszystko byłoby wzniosłe i radosne, jak zawsze. Nawet walczący o każdy budżetowy grosz minister skarbu Wielkiej Brytanii George Osborne zgodził się na odpuszczenie podatku VAT. W końcu nie zaryzykowałby wytknięcia palcem przez Geldofa albo Bono jako skąpiec.

A jednak zdarzył się nieprzyjemny zgrzyt. Do chóru dobroczyńców nie przyłączyła się tym razem Adele, którą Geldof wstępnie umieścił na swojej liście. Gwiazda uczyniła despekt kolegom po fachu, nie odpowiadała na telefony, nie miała zamiaru z nimi śpiewać i już. Geldof na niegrzeczną koleżankę poskarżył się nawet tabloidom.

Po kilku dniach odezwał się agent Adele. Potwierdził, że owszem artystka nie bierze udziału w przedsięwzięciu, tyle że zamiast robić malownicze wygibasy przed mikrofonem (oczywiście na oczach kamer) wcześniej wpłaciła sporą sumkę na konto organizacji Oxfam pomagającej Afryce. Co więcej - to samo zrobili chłopcy z grupy Foals.

W światku pop-show-biznesu nastała konsternacja. Nagle okazało się, że nie wszyscy łapią się na obowiązkową szlachetność w świetle reflektorów, gdy towarem staje się zarówno płyta od lat pomagająca zebrać fundusze dla potrzebujących jak i w nie mniejszym stopniu gwiazdorska sława dobroczyńców - a przy okazji wygłaszających szlachetne komunały organizatorów całej akcji.

Jak zauważyło kilkoro brytyjskich komentatorów Adele zrobiła to co miliony nabywców charytatywnego singla - dała swoje pieniądze bez rozgłosu, bez krygowania się na zbawczynię świata, bez wpadania do studia nagraniowego w towarzystwie fotoreporterów, by „dograć" swoją ścieżkę dźwiękową. Bo oczywiście dzisiaj gwiazdy są zbyt zajęte, żeby tak jak w 1984 r. wspólnie stanąć przed mikrofonem. Czas to pieniądz.

Bryony Gordon, felietonistka z „The Telegraph" poszła nawet dalej zadając pytanie czy aby Bob Geldof ma prawo publicznie wytykać palcem kogoś, kto nie chce brać udział w populistycznej (nawet jeśli szlachetnej) imprezie, która przy okazji zapewnia status celebryty jemu samemu. Tym bardziej jeśli wpłaciła spora sumę, a Geldof czy Bono deklarują, że „kapitałem", który wnoszą jest tylko ich czas i zaangażowanie. Jakim prawem gwiazdy żądają od nabywców ich płyty pieniędzy uważając, że ich nazwisko jest już wystarczającym dobrem? Nie mówiąc o tym, że uczestnictwo w pokazowo szlachetnych akcjach nakręca pośrednio ich własne biznesy.

Prezenter programu Sky News poszedł jeszcze dalej pytając Geldofa czy nie widzi pewnego problemu w tym, że bajecznie bogaci uczestnicy jego akcji nie palą się z płaceniem podatków w swoich własnych krajach, których rządy wysupłały już na walkę z ebolą spore kwoty. Sir Geldof (szlachectwo podobno zobowiązuje) aż się zagotował - w końcu jego własna firma zarejestrowana jest w raju podatkowym, a nowy dom w Londynie kupił na inną firmę założoną na Kajmanach.

Jego serdeczny kolega Bono (a jakże, widoczny na wspólnym zdjęciu z nagrania) z upodobaniem głosi kazania o ratowaniu świata a w rodzinnej Irlandii unika płacenia podatku od 95 proc. dochodów. To samo dotyczy zresztą co najmniej połowy przejętych losem Afryki gwiazd. Tymczasem „aspołeczna" Adele nie dość, że po cichu rzuciła kilka tysięcy funtów to jeszcze płaci połowę swoich niemałych dochodów brytyjskiemu fiskusowi (choć jak wyznała w wywiadzie dla magazynu „Q" robi to „zaciskając zęby").

No cóż, dobroczynny biznes gwiazd pewnie się nie skończy i w przyszłym roku znów pojawi się nowa wersja "Do They Know It's Christmas". Tyle, że cichy bunt Adele Laurie Blue Adkins sprawi być może, że część potencjalnych nabywców gwiazdkowej płyty przestanie odczuwać moralny przymus pop-dobroczynności. Może nawet rzucą parę funtów Lekarzom bez granic, misjonarzom, Oxfamowi albo jakiejś innej organizacji - i to bez pomocy pośredników, którzy z jednego umoralniającego kazania na drugie latają prywatnymi odrzutowcami zarejestrowanymi gdzieś na Karaibach.

Komentarze
Michał Szułdrzyński: Co afera mieszkaniowa mówi nam o Karolu Nawrockim?
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Czy Friedrich Merz będzie ukochanym kanclerzem Polaków?
Komentarze
Joanna Ćwiek-Świdecka: Jak sztuczna inteligencja zmienia egzamin maturalny?
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Kłamstwo Karola Nawrockiego odsłania niewygodne fakty. PiS ma problem
Komentarze
Bogusław Chrabota: Alcatraz, czyli obsesja Donalda Trumpa rośnie
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku