Kilka tygodni po złożeniu przez prokuratora generalnego wniosku o uchylenie immunitetu Krzysztofowi Kwiatkowskiemu marszałek Sejmu poinformowała, że zamówiła kilka ekspertyz, by pomogły jej rozstrzygnąć, co zrobić. Powód? Obowiązujące przepisy nie przewidują procedury odebrania immunitetu szefowi NIK. Przewidują one postawienie go przed Trybunałem Stanu, ale losów jego immunitetu już nie.
I choć Kwiatkowski sam wyraził wolę zrzeczenia się immunitetu, Sejm nie wie, jak może tę decyzję wprowadzić w życie. Z jednej strony posłowie nieustannie uchwalają nowe przepisy. Wszak w pierwszym kwartale tego roku nasze państwo wyprodukowało ponad 6,5 tys. stron nowych dokumentów. Z drugiej strony polski system prawny pełen jest niejasności, sprzeczności i – jak się okazuje – czarnych dziur.
W takie dziury nieustannie wpadają przedsiębiorcy, stając się łupem dobrej lub złej woli urzędników. W taką też dziurę wpadł Krzysztof Kwiatkowski.
Ale to tylko połowa prawdy. Fakt, regulamin Sejmu nie przewiduje procedury uchylania immunitetu szefowi NIK. Ale równocześnie, jak sama marszałek mówiła, NIK opisany jest w konstytucji. Czy sprawą nie może się więc zająć sejmowa Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej?
Cała sprawa może sprawiać wrażenie, że sejmowej większości zależy na przeciągnięciu procedury. Wszak za kilka tygodni wybory i przeciągnięcie postępowania może doprowadzić do tego, że immunitetem Krzysztofa Kwiatkowskiego zajmie się dopiero Sejm nowej kadencji. Być może ktoś w Platformie stwierdził, że lepiej w kampanii nie uchylać mu immunitetu, gdyż prokuratorskie zarzuty dla powołanego przez PO prezesa NIK obciążą i tę partię.