Nikt nie wie, czy zainicjowana przez demokratów procedura impeachmentu przeciw Donaldowi Trumpowi pomoże Joemu Bidenowi zdobyć Biały Dom, czy przeciwnie, zmobilizuje elektorat obecnego prezydenta i na fali walki z „establishmentem” zapewni mu reelekcję.
Ale już same zarzuty wysuwane pod adresem Trumpa są niepokojące. Także dla Polski. Oto prezydent wstrzymał wypłatę 400 mln dol. pomocy wojskowej dla prowadzącej wojnę z Rosją Ukrainy, aż władze w Kijowie pomogą mu skompromitować Bidena. John Bolton, były już doradca ds. bezpieczeństwa narodowego i główny sojusznik Polski w staraniach o zwiększenie obecności amerykańskich wojsk w naszym kraju, bezskutecznie próbował powstrzymać tę „równoległą dyplomację”.
Dowiedz się więcej: Demokraci przed wyborami igrają z ogniem
Równie niepokojąca jest reakcja Waszyngtonu na przeprowadzony przez Irańczyków atak na Arabię Saudyjską, który na jakiś czas pozbawił królestwo połowy produkcji ropy naftowej. A raczej brak takiej reakcji. Dzięki rewolucji łupkowej Stany Zjednoczone nie są już uzależnione od importu ropy z Bliskiego Wschodu. Czy to oznacza, że porzucą swoich sojuszników z tego regionu świata?
Do takiego wniosku dochodzi coraz więcej blisko-wschodnich przywódców, którzy zaczynają spoglądać w kierunku Moskwy. Tym bardziej że sam Trump nigdy do końca nie porzucił idei „dealu” z Rosją i zapowiedział przyjęcie jej do G7 w przyszłym roku. Bardziej niż kiedykolwiek priorytetem dla Waszyngtonu jest teraz starcie z Chinami i wszystko, co może tu pomóc Amerykanom, jest nad Potomakiem mile widziane. Być może także sojusz z Putinem.