Parę tygodni temu Jackowi Kurskiemu rzutem na taśmę udało się przekonać prezesa Jarosława Kaczyńskiego, by zmusił Radę Mediów Narodowych do wycofania wniosku o natychmiastowe odwołanie go ze stanowiska szefa telewizji. Dziś spotyka go kolejna przykra niespodzianka. Nawet zegary sprzysięgły się przeciw niemu. Świadkowie twierdzą, że Kurski oddał swoją aplikację w konkursie na prezesa TVP po ustalonym w regulaminie czasie.
Rada Mediów Narodowych ma więc trzy rozwiązania. Albo zdecyduje o przesunięciu terminu i uzna, że Kurski jednak zdążył oddać aplikację na czas. Albo unieważni cały konkurs, choć będzie to pachnieć farsą. Albo – i to byłoby najprostsze rozwiązanie – zmieni regulamin konkursu. Bo co tam taki konkurs, skoro dla Bartłomieja Misiewicza można było zmienić statut zbrojeniowego kolosa, jakim jest PGZ, i usunąć wymóg wyższego wykształcenia u członków rady nadzorczej... Czyż nie od dawna wiadomo, że „nie matura, lecz chęć szczera..."?
Z drugiej jednak strony przykład Misiewicza chyba nie jest całkiem właściwy. Do niedzieli Misiewicz był najbardziej zaufanym człowiekiem Antoniego Macierewicza, a jego obecność w PGZ uzasadniano bezpieczeństwem państwa. W tym tygodniu Misiewicz został zawieszony w MON i stracił stanowisko w PGZ. I tak jak wcześniej krytykowanie jego nominacji było uznawane niemal za zdradę narodową, tak dziś nikt w PiS jakoś nie chce o młodym współpracowniku ministra obrony narodowej wspominać. Podobnie było z nominacjami w pozostałych spółkach Skarbu Państwa. Kto dwa tygodnie temu choćby wspomniał, że stanowiska dostają partyjni nominaci, stawał się wrogiem „dobrej zmiany". Jednak odkąd Jarosław Kaczyński powiedział o sieci, która oplotła państwowe przedsiębiorstwa, najważniejsi politycy PiS prześcigają się w deklaracjach typu: „czas skończyć z patologiami".
Rada Mediów Narodowych powinna oczywiście zrobić wszystko, by Jacek Kurski został pełnoprawnym zwycięzcą konkursu na szefa TVP. Bo nikt inny tak pięknie jak on – i jego podwładni – nie potrafiłby tłumaczyć nagłych wolt Prawa i Sprawiedliwości. Zresztą sam Kurski chwalił się kiedyś w wywiadzie, że gdyby nie jego wysiłki, poparcie dla partii rządzącej by spadło.
No chyba że Kurski popadł już w niełaskę. I teraz szykowany jest taki kandydat na szefa TVP, który potępi okres błędów i wypaczeń w telewizji publicznej z ostatnich miesięcy. Ale tego nie sposób przewidzieć.