Bez wątpienia stawką w tej grze nie jest kwestia praw dziennikarzy w Sejmie czy legalności budżetu. To sprawy drugorzędne. Gdyby nie one, łatwo znalazłyby się inne. Bo przecież tylko zbieg okoliczności spowodował, że dramatyczny protest w Sejmie dotyczy dziennikarzy i budżetu. Mogłaby to być każda inna ustawa. W tej grze nie chodzi nawet o wizję państwa, która tak fundamentalnie dzieli rządzących i opozycję. Tu chodzi o legitymizację sprawowanej władzy.
PiS nie chce usunąć się ani o krok w przekonaniu, że posiadając większość w Sejmie, ma prawo z niej korzystać. Opozycja zaś na to się nie godzi. Zdaniem opozycji ważniejsze od bezwzględnie rozumianej arytmetyki parlamentarnej są wartości konstytucyjne liberalnej demokracji. Sytuacja przypomina więc przeciąganie liny. Z jednej strony – PiS i stronnicy, z drugiej – bardziej rozproszona niż zjednoczona opozycja (paradoksem jest, że dla wielu Polaków na jej czele stoi Paweł Kukiz).
Na domiar złego werdykt wyborczy i świadoma polityka lidera obozu rządzącego rozmontowywały niezmiernie słaby mechanizm checks and balances polskiej demokracji. W dojrzałych ustrojach na straży jej równowagi stoją bezpartyjny prezydent, senat jako izba namysłu czy niezawisłe sądy. W Polsce wszystkie te instrumenty uległy upartyjnieniu, więc z natury rzeczy nie mogą grać swojej roli. Cóż więc zostaje? W czym można pokładać nadzieję? Przecież nie w mordobiciu. Nie w konfrontacji. Nie mam wątpliwości, że tylko i wyłącznie w poczuciu odpowiedzialności za rację stanu, o ile w wolnej Polsce po 27 latach niepodległości ta kategoria ma jeszcze znaczenie.
Podziały są naturą demokracji, ale Polska jest jedna, z jedną racją stanu. Tak właśnie rozumiem spotkanie u marszałka Stanisława Karczewskiego. Nie jako sprytne oszustwo. Cwaniacką próbę ogrania przeciwnika.
Chcę wierzyć, że Jarosław Kaczyński, któremu historia oddała lejce polskiej polityki, pragnie szukać elementarnego sensu narodowej racji stanu. I jest gotowy do kompromisu. Jeśli to prawda, to wczorajsze spotkanie nie było żadną zdradą. Natomiast może być ze strony opozycji błędem. Fundamentalnym błędem, jeśli opozycja ustąpi w kwestiach pryncypialnych. Poczuje się usatysfakcjonowana przywróceniem w Sejmie status quo dla dziennikarzy.