Teksty z Internetu podlegają ochronie

Nikt bez pytania nie powinien wykorzystywać naszej twórczości. Jednak gdy przyjdzie do udowadniania swych racji przed sądem, mogą się pojawić problemy

Publikacja: 08.02.2011 03:47

Teksty z Internetu podlegają ochronie

Foto: www.sxc.hu

[b]Na stronie internetowej pewnej spółki pojawiły się teksty zaczerpnięte z mojej witryny. Chodzi o prezentację oferty. Jej układ, treść, slogany reklamowe – wszystko tak samo. Czy mogę temu jakoś przeciwdziałać?[/b]– pyta czytelnik.

Najpierw nieco teorii. Kwestia umieszczenia – bez pytania autora o zgodę – cudzych tekstów we własnym serwisie internetowym jest z prawnego punktu widzenia stosunkowo prosta.

Takiego wykorzystania prac innej osoby, a zwłaszcza wykorzystania komercyjnego, przepisy zabraniają. Sytuacja kogoś, kto dopuścił się takiego zachowania, staje się mocno niewesoła.

[srodtytul]Roszczenia cywilne[/srodtytul]

Po pierwsze autorowi przysługuje wówczas cała gama roszczeń cywilnych. Zażądać może usunięcia tekstów, odszkodowania, wydania bezpodstawnie uzyskanych korzyści a także przeprosin na łamach prasy.

Wydanie korzyści czy odszkodowanie w tego typu sprawach można sobie raczej darować, udowodnienie bowiem wysokości poniesionych strat czy powiązanie publikacji tekstów z zyskami konkurenta jest bardzo trudne. Jednak ostatnia z wymienionych sankcji (tzn. przeprosiny) bywa dla sprawców wystarczająco nieprzyjemna, bo ogłoszenia prasowe są drogie.

[srodtytul]Sankcje karne[/srodtytul]

Po drugie opisane działanie jest przestępstwem. W pewnym uproszczeniu przestępcą jest każdy, kto rozpowszechnia – bez podania nazwiska lub pseudonimu twórcy – cudzy utwór w wersji oryginalnej albo w postaci opracowania.

To samo dotyczy osoby, która – w celu osiągnięcia korzyści majątkowej – w jakiś inny sposób narusza cudze [link=http://akty-prawne.rp.pl/Dokumenty/Ustawy/2006/DU2006Nr%2090poz%20631.asp]prawo autorskie[/link] do wyłącznego korzystania z własnego utworu. Za oba zachowania grozi więzienie.

Uruchomienie postępowania karnego na ogół wymaga złożenia zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. W sprawach prawnoautorskich prowadzi je w zasadzie policja i to ją trzeba by o zdarzeniu poinformować. Później sprawa toczy się już ustalonym rytmem – najpierw postępowanie wyjaśniające a potem ewentualnie decyzja o wniesieniu aktu oskarżenia do sądu.

Pokrzywdzony (a więc autor tekstów) może złożyć oświadczenie, że będzie pełnił funkcję oskarżyciela posiłkowego. Jest to o tyle korzystne, że wolno mu wówczas występować obok prokuratora (może składać wnioski, sąd zawiadamia go o terminach posiedzeń itd.). W skrajnych przypadkach pokrzywdzony ma też prawo zastąpić organy ścigania, wnosząc akt oskarżenia.

[srodtytul]Trudne postępowanie[/srodtytul]

Tyle teoria. W praktyce rzecz może rozbić się o kilka drobiazgów. Przede wszystkim, zarówno w postępowaniu cywilnym jak i karnym, sąd ma pewną swobodę w ocenie, czy teksty, o które chodzi, są utworami w rozumieniu [link=http://akty-prawne.rp.pl/Dokumenty/Ustawy/2006/DU2006Nr%2090poz%20631.asp]prawa autorskiego[/link]. Jeśli nie, ze sprawy nici. Poza tym sąd ma prawo stwierdzić, że szkodliwość społeczna czynu nie jest znaczna, więc nie stanowi on przestępstwa.

Wreszcie dowody. Im mocniejsze, tym większe prawdopodobieństwo sukcesu, im słabsze – tym mniejsze. Kluczowe znaczenie ma udowodnienie autorstwa tekstów. Pomocne mogą okazać się zeznania świadków, zapiski w komputerze, korespondencja elektroniczna itp.

W praktyce przeprowadzanie dowodów cyfrowych to często prawdziwy koszmar. Jest skomplikowane, trwa długo i wcale nie wiadomo, czy coś z niego będzie. Niewykluczone, że w sprawie pojawi się biegły informatyk. Co stwierdzi, nikt nie wie.

Kolejna trudność to wykazanie, że do wykorzystania tekstów w ogóle doszło. Paradoksalnie nie zawsze jest to proste. Internet, wiadomo, rzecz ulotna. Dziś strona wygląda tak, jutro inaczej. Warto więc pomyśleć o jak najszybszym zabezpieczeniu dowodów. Kwestia ta również nie jest do końca w orzecznictwie rozpoznana.

Mimo rozwoju techniki wciąż stosunkowo pewnym dowodem pozostają zeznania świadków. Osoby takie potwierdzają, że tego a tego dnia pod określonym adresem internetowym (tym zastrzeżonym przez konkurenta) widziały tekst, o którym pisze czytelnik.

Niektórzy próbują imać się notarialnego potwierdzania wydruków, ale nie wszyscy rejenci chętnie się tego podejmują. Natomiast dowody z wykorzystaniem nowych technologii wydają się wciąż zadaniem dla zdeterminowanych.

[i]Autor jest adwokatem[/i]

[ramka][b]Czytaj też:[/b]

- [link=http://www.rp.pl/artykul/64143,473765_Za-wykorzystanie-cudzego-utworu-trzeba-placic.html]Za wykorzystanie cudzego utworu trzeba płacić[/link]

- [link=http://www.rp.pl/artykul/55727,441618_Kopiowanie-artykulow-musi-kosztowac.html]Kopiowanie artykułów musi kosztować[/link]

- [link=http://www.rp.pl/artykul/55729,64281_Trzeba-uzyskac-zgode-na-uzywanie-cudzej-grafiki.html]Trzeba uzyskać zgodę na używanie cudzej grafiki[/link]

- [link=http://www.rp.pl/artykul/55727,57681_Jak-korzystac-z-cudzej-bazy-danych.html]Jak korzystać z cudzej bazy danych[/link]

- [link=http://www.rp.pl/artykul/55727,57664_Regulamin-jest-chroniony-prawem-autorskim.html]Regulamin jest chroniony prawem autorskim[/link] [/ramka]

[b]Na stronie internetowej pewnej spółki pojawiły się teksty zaczerpnięte z mojej witryny. Chodzi o prezentację oferty. Jej układ, treść, slogany reklamowe – wszystko tak samo. Czy mogę temu jakoś przeciwdziałać?[/b]– pyta czytelnik.

Najpierw nieco teorii. Kwestia umieszczenia – bez pytania autora o zgodę – cudzych tekstów we własnym serwisie internetowym jest z prawnego punktu widzenia stosunkowo prosta.

Pozostało 92% artykułu
Spadki i darowizny
Poświadczenie nabycia spadku u notariusza: koszty i zalety
Prawo w Firmie
Trudny państwowy egzamin zakończony. Zdało tylko 6 osób
Podatki
Składka zdrowotna na ryczałcie bez ograniczeń. Rząd zdradza szczegóły
Ustrój i kompetencje
Kiedy można wyłączyć grunty z produkcji rolnej
Sądy i trybunały
Reforma TK w Sejmie. Możliwe zmiany w planie Bodnara