Do Wojciecha Rafała Wiewiórowskiego, generalnego inspektora danych osobowych, trafił wniosek o ujawnienie informacji o osobie, która dokonała wpisu na portalu internetowym posługując się nickiem Anonim.
Autorka domagała się podania imienia, nazwiska i adresu komputera IP, z którego dokonano wpisu. Już w chwili, gdy kwestionowany wpis pojawił się na portalu, zażądała od administratora usunięcia go. Twierdziła, że jego treść jest obraźliwa, niezgodna z prawdą i narusza jej dobra osobiste. Zamierzała wystąpić do sądu o ochronę dóbr osobistych, do czego potrzebne były dane osobowe.
Administrator usunął wpis, ale odmówił udostępnienia danych osobowych Anonima, twierdząc, że zna tylko jego adres IP, gdyż nie jest on zarejestrowany na portalu. Dodawał też, że dane przekazuje tylko na wniosek policji lub GIODO.
GIODO stwierdził, że wniosek kobiety był zgodny z przepisami. „Skarżąca wiarygodnie uzasadniła potrzebę uzyskania danych, wskazując, że zamierza wykorzystać je do ustalenia danych osób, które – w jej ocenie – dopuściły się bezprawnej ingerencji w sferę jej dóbr osobistych, tak, aby możliwe było skierowanie przeciwko nim powództwa do sądu z tytułu naruszenia jej dóbr prawnie chronionych” – uznał GIODO.
Powołał się też na [b]wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie z 3 lutego 2010 r. (sygn. II SA/Wa 1598/09)[/b], który stwierdzał, że prawo do swobodnej, anonimowej wypowiedzi nie może chronić tych, którzy naruszają prawa innych osób, przed odpowiedzialnością za wypowiedziane słowa. – W sieci nikt nie jest i nie może być anonimowy. Ustalenie tożsamości danej osoby może być utrudnione, ale każdy komputer zostawia w Internecie ślad – adres IP. Wykorzystując to, można ustalić komputer, z którego dokonano wpisu, co stwarza możliwość pośredniego ustalenia tożsamości osoby, która to uczyniła – twierdził WSA.