Józef Stalin początkowo zlekceważył zagrożenie – do czasu eskalacji i tak już napiętych stosunków z Japonią, co wymagało koncentracji sił wojskowych Armii Czerwonej. Tymczasem infekcja uderzyła w garnizony i bazy Floty Pacyfiku. Wówczas Kreml rzucił do walki najlepszych wirusologów. Udało im się rozwikłać śmiertelną zagadkę, ale pociągnęło to za sobą tragiczne konsekwencje.
Zakazane słowo: epidemia
W 1933 r. na biurku Stalina pojawiły się meldunki NKWD krajów Chabarowskiego i Primorskiego. Donosiły o tajemniczej chorobie, która masakrowała rdzennych mieszkańców Dalekiego Wschodu, natomiast partyjni bonzowie ukrywali dramatyczne informacje. Po pierwsze, słowo epidemia było zakazane. Ze względów ideologicznych żadna masowa choroba nie miała wstępu do raju ludzi pracy, a więc – z założenia – przodującego także na polu medycyny. Po drugie, zgodnie z bolszewickim hasłem „Baby nowych narożajut” (Kobiety urodzą następnych) ci u władzy nie przejmowali się ludzkim życiem. Natomiast NKWD bardzo interesowało wykonanie planu odstrzału zwierząt na futra, którymi ZSRS handlował, pozyskując waluty na stalinowską industrializację, czyli budowę przemysłu zbrojeniowego.
Zgodnie z obserwacjami miejscowych lekarzy choroba zaczynała się od silnych drgawek, potwornego bólu głowy, wymiotów, a następnie dochodziło do utraty przytomności. Czterech zakażonych na dziesięciu umierało w potwornych cierpieniach. Chorzy, którym udało się przeżyć, nigdy nie odzyskiwali pełnej sprawności. Lokalna służba medyczna zareagowała prawidłowo, wykrywając infekcję. Lekarze nadali jej nawet nazwę toksycznej grypy, byli jednak bezradni.
Stalin lekceważył epidemię przez cztery lata, do czasu, gdy diametralnie zmieniła się sytuacja geopolityczna. Już w roku 1932 Japonia anektowała chińską Mandżurię, tworząc graniczące z ZSRS marionetkowe państwo Mandżukuo. Pięć lat później wykorzystała stacjonującą tam Armię Kwantuńską do ataku na resztę chińskiego terytorium, zgłaszając jednocześnie pretensje terytorialne do Dalekiego Wschodu i zsowietyzowanej Mongolii.
Moskwa w trybie pilnym podjęła decyzję o rozbudowie Floty Pacyfiku i utworzeniu Samodzielnej Armii Dalekowschodniej. Tymczasem przerażeni rdzenni mieszkańcy bali się zapuszczać w tajgę. Przesłuchiwani w NKWD twierdzili, że osiadły tam złe duchy, które zsyłają śmierć. Co gorsza, infekcja ewoluowała, atakując głównie przyjezdnych, a więc specjalistów technicznych i żołnierzy. Z tajgi nie powracały patrole wojskowe i ekspedycje naukowe przygotowujące grunt pod eksploatację bogactw naturalnych i budowę obiektów przemysłowych. Każda próba terenowego rekonesansu zamieniała się w ciuciubabkę ze śmiercią. Jesienią 1936 r. zaginęła misja topografów i geologów, mimo że w jej skład wchodziła dwudziestka silnych młodych ludzi w asyście wojskowej. Grupa poszukiwawcza odkryła straszną prawdę: w odnalezionym obozie spokojnie pasły się konie ekspedycji, ale namioty zapełniali martwi lub osoby w agonii.