Krucjata ludowa

I wyprawę krzyżową poprzedziła spontaniczna krucjata zwana ludową (1096 r.). Tysiące biednych chłopów, mieszczan, drobnego europejskiego rycerstwa, a także pospolitych przestępców wyruszyły na Bliski Wschód, aby odbić Ziemię Świętą z rąk muzułmanów. Ich drogę znaczyły mordy, rabunki i... pogromy ludności żydowskiej.

Publikacja: 09.03.2023 22:00

Rycina przedstawiająca kaznodzieję Piotra Pustelnika z Amiens wzywającego do udziału w krucjacie

Rycina przedstawiająca kaznodzieję Piotra Pustelnika z Amiens wzywającego do udziału w krucjacie

Foto: Alamy Stock Photo / BEW

„I gdy pewnego świetlistego ranka, po nocy spędzonej na burzliwych naradach, tłumy wywalają kute wrota kościołów zamienionych na składnice, wypędzają z zagród bydło i wyruszają niezmierzoną, nieobjętą falą, Piotr Eremita powtarza: »Bóg tak chce!«, stając bez oporu na czele pierwszej najliczniejszej gromady. Pozostający w Clermont rycerze patrzą na ten odpływ z ulgą. (O ileż milej im będzie walczyć bez hołoty!) […] Płyną, płyną szeroko jak morze. Walą pieszo, gnają, pchają ręczne wózki, na których umieścili dzieci i nieco odzieży. Niektórzy jadą na podkutych wołach. Z rzadka któryś dosiada konia, przedmiot ogólnej zazdrości. Drogi nikt nie zna, boć i Piotr płynął do Ziemi Świętej italską galerą. W tym tłumie niepowstrzymanym są bezwstydnicy i zbóje, są niewinne dziewczątka o niczym złym niewiedzące, młodzianki i dzieci, maleńkie, bezgrzeszne dzieci...”. Taki obraz wymarszu uczestników krucjaty ludowej z Kolonii 20 kwietnia 1096 r. odmalowała Zofia Kossak-Szczucka w powieści „Krzyżowcy”. Rzeczywiste zdarzenia zapewne nie odbiegały od literackiej wizji, wyprawa ta bowiem była jednym z najbardziej osobliwych i złowrogich przedsięwzięć średniowiecznej Europy, a jej tragiczny koniec był równie nieunikniony, jak los późniejszej o kilkanaście lat krucjaty dziecięcej.

Iskrą, która rozpaliła krucjatowy żar w sercach pospólstwa, okazały się wystąpienia Piotra Pustelnika z Amiens, który wziął sobie do serca apel papieża Urbana II podczas synodu w Clermont. Kaznodzieja był niski, drobny, chodził boso w brudnym przyodziewku, nie jadał nigdy chleba i mięsa, podróżował na oklep na osiołku. Miał jednak wielki dar – był charyzmatycznym mówcą, który potrafił porwać za sobą tłumy.

Eremita

Jeden z ówczesnych kronikarzy, Guibert z Nogent, był świadkiem, jak Piotr Pustelnik niezmordowanie wędrował od miasta do miasta, głosząc kazania: „(…) otoczony przez niezmiernie liczny tłum ludzi, otrzymywał tak ogromne dary, jego pobożność była głoszona tak głośno, że nikt za czasów mojej pamięci nie był traktowany z takimi honorami. Był bardzo szczodry w dzieleniu się tym, co otrzymał, z biednymi. Czynił kurtyzany moralnymi i akceptowanymi przez mężów (…). Dzięki swojemu cudownemu autorytetowi wprowadzał wszędzie harmonię i pokój w miejsce zwad. Ponieważ cokolwiek (…) mówił lub robił, wydawało się, jakby było w tym coś boskiego”. Inny dziejopis był bardziej krytyczny, gdyż zanotował, że kazania Piotra z Amiens robiły ogromne wrażenie na niemal każdym słuchaczu, ale przede wszystkim przyciągały „prostaczków, tyluż grzesznych, ilu pobożnych, cudzołożników, zabójców, złodziei, krzywoprzysięzców, rabusiów (…)”.

Piotr nie działał samotnie, szybko doczekał się grona oddanych uczniów, których wysyłał do bardziej oddalonych regionów. Podczas gdy książęta i hrabiowie powoli i metodycznie przygotowywali się do kosztownej wyprawy wojennej, jaką była wyprawa krzyżowa, Piotr Pustelnik i jego „drużyna” błyskawicznie przekonali do idei krucjatowej tysiące zwykłych, najczęściej ubogich ludzi. Ziarno padało bowiem na podatny grunt. Charyzma i kunszt oratorski Piotra były czynnikiem, który zadziałał bezpośrednio. Zadziałał, ponieważ niespodziewany i nagły bum demograficzny w XI w. poskutkował niemal powszechnym głodem w Europie. W latach poprzedzających krucjatę sytuację dodatkowo skomplikowały liczne powodzie i zarazy. Rzesze chłopów i mieszczan popadły w nędzę, a dla nieuczonych umysłów różnica między Jerozolimą a Nową Jerozolimą, miastem rajem, nie była zbyt jasna. „Wielu słuchaczy Piotra wierzyło, że obiecuje on wyprowadzić ich z kraju łez do krainy mlekiem i miodem płynącej, o której wiedzieli ze słów świętych ksiąg” (Steven Runciman, „Dzieje wypraw krzyżowych”). A gdy jeszcze papież zapewniał, że każdy, kto zginie podczas krucjaty, będzie zbawiony, strach przed wyruszeniem w nieznane niemal całkowicie ulatywał.

W ciągu sześciu miesięcy od synodu w Clermont Piotr nakłonił ok. 20 tys. ludzi, żeby „wzięli krzyż”. W większości był to ubogi plebs francuski i niemiecki, ale dołączyło do niego także nieco zubożałego rycerstwa, w tym francuski rycerz Walter bez Mienia, który został militarnym dowódcą krzyżowców. Jako miejsce koncentracji wybrano Kolonię, ale wysłannicy Piotra Pustelnika formowali także armie krucjatowe w innych rejonach – Volkmar w Saksonii i Czechach, a Gotszalk w Lotaryngii i Bawarii.

Wszystkie drogi prowadzą do Konstantynopola

Stolica Cesarstwa Bizantyńskiego była pierwszym celem uczestników krucjat, zarówno tej ludowej, jak i rycerskiej – to właśnie tam miała nastąpić koncentracja wszystkich oddziałów przed uderzeniem na innowierców. Pierwszy ruszył w drogę zniecierpliwiony przedłużającym się pobytem w Kolonii Walter bez Mienia. Tuż po Wielkanocy wraz z kilkoma tysiącami swoich ziomków opuścił miasto i skierował się najkrótszą drogą na Węgry, które dzięki życzliwości króla Kolomana przebył szybko i sprawnie. Tuż po wkroczeniu na terytorium Bizancjum doszło jednak do pierwszego konfliktu zbrojnego wywołanego przez krzyżowców. Pod Belgradem wygłodzona armia Waltera zaczęła rabować okolice miasta w poszukiwaniu żywności, co wywołało krwawy odwet ze strony miejscowego garnizonu. Dzięki szybkiej interwencji namiestnika prowincji Bułgaria, Nicetasa, pozostałych przy życiu krzyżowców zaopatrzono w prowiant i pod zbrojną eskortą odstawiono do Konstantynopola.

„Bitwa podczas krucjaty ludowej” – dzieło Sebastiana Marmoreta, francuskiego artysty, pochodzące z X

„Bitwa podczas krucjaty ludowej” – dzieło Sebastiana Marmoreta, francuskiego artysty, pochodzące z XV-wiecznego manuskryptu

Alamy Stock Photo / BEW

Piotr Pustelnik opuścił Kolonię 20 kwietnia 1096 r. Jechał na ośle, otoczony niewielkim konnym oddziałem rycerzy niemieckich, za nimi toczyły się wozy z prowiantem i szkatułą z pieniędzmi, które kaznodzieja zdołał zebrać od darczyńców. Następnie, w większości pieszo, maszerowało blisko 20 tys. pozostałych uczestników krucjaty – mężczyzn, kobiet, a nawet dzieci. Im dalej od domu, tym autorytet Piotra Pustelnika malał, a górę brały brak dyscypliny i niskie morale pielgrzymów. Na Węgrzech, w przygranicznym mieście Zemun, sprzeczka na targu o cenę butów doprowadziła do krwawej bitwy z węgierskim garnizonem – wygranej przez krzyżowców. W obawie przed zemstą Kolomana czym prędzej opuścili oni miasto i przeprawili się przez Sawę. Na nic zdały się starania Piotra, który za wszelką cenę pragnął uniknąć podobnych ekscesów w przyszłości. Na terenie cesarstwa krzyżowcy splądrowali i spalili Belgrad, a w drodze do Sofii zniszczyli kilka młynów w okolicach Niszu, w wyniku czego doszło do bitwy z wojskami Bizancjum. Według relacji kronikarza Alberta z Akwizgranu poległa w niej niemal czwarta część uczestników wyprawy. Pozostali dotarli 1 sierpnia do Konstantynopola i połączyli się z oddziałem Waltera bez Mienia oraz grupą przybyłą z Włoch drogą morską.

Niemieckie krucjaty przeciw Żydom

Z końcem kwietnia w ślad za Piotrem z Amiens wyruszył z Nadrenii Volkmar ze zgromadzoną przez siebie armią, a kilka dni później podążył za nim równie silny oddział Gotszalka. Chętni do zaciągnięcia się do armii krucjatowych wciąż jednak napływali. Ich entuzjazm postanowił wykorzystać hrabia Emich z Leisingen – postać mroczna, rycerz rozbójnik, pozbawiony wszelkich skrupułów morderca i gwałciciel. Wspierany przez grupę rycerzy francuskich i niemieckich stanął na czele 12-tys., w przeważającej mierze chłopskiej armii. Emich nie rwał się do walki z muzułmanami – uznał, że równie groźnego wroga ma pod ręką – skupił się na organizowaniu krwawych pogromów ludności żydowskiej zamieszkującej Nadrenię. „Nie wiem, czy zrządzeniem Pana, czy z jakiegoś błędnego mniemania rozbudzili w sobie ducha okrucieństwa przeciw żydowskim mieszkańcom rozsianym po owych miastach i wymordowali ich bez litości (…), twierdząc, że jest to początek ich wyprawy do Jerozolimy i ich obowiązek wobec nieprzyjaciół chrześcijańskiej wiary” – zastanawiał się nad przyczynami fali antysemityzmu kronikarz Albert z Akwizgranu. Sprawa była jednak dość prosta: Żydzi nie byli lubiani, ponieważ jako jedyni mogli uprawiać lichwę. Coraz bardziej zadłużeni chrześcijańscy chłopi i mieszczanie szukali tylko okazji, aby pozbyć się znienawidzonych wierzycieli. Poza tym gminy żydowskie w niemieckich miastach były dość zamożne, co dawało nadzieje na pokaźny łup.

Wszędzie, dokąd udali się „krzyżowcy” Emicha, „zarażali swą ślepą nienawiścią i żądzą krwi miejscowych chrześcijan”. Pierwszym celem była Spira, ale plany Emicha pokrzyżował biskup, który stanowczo bronił miejscowych Żydów. W rezultacie zginęło jedynie trzynastu członków gminy. Niepocieszeni napastnicy ruszyli w dalszą drogę i 18 maja stanęli pod murami Wormacji. Według „Kroniki Mogunckiej”, by podburzyć miejscową ludność, obmyślili przebiegłą intrygę: „Wzięli stratowane zwłoki jednego ze swoich, które wcześniej leżały pogrzebane przez trzydzieści dni, i nieśli je poprzez miasto, mówiąc: »Spójrzcie, co Żydzi uczynili z naszym towarzyszem. Wzięli goja i ugotowali go w wodzie. A potem wlali tę wodę do naszych studzien, by nas wygubić«”. I tym razem w obronie Żydów wystąpił miejscowy biskup, ale podburzony przez Emicha tłum wraz z jego siepaczami wyważył wrota do pałacu biskupiego i wymordował ok. 800 Żydów, którzy się tam schronili. Podobnie było pięć dni później w Moguncji (ponad 1000 ofiar). Do pogromu doszło także w Kolonii. W ciągu kilku miesięcy gminy żydowskie w nadreńskich miastach w zasadzie przestały istnieć. Z życiem uszli jedynie ci, którzy zgodzili się przejść na chrześcijaństwo. Mając wybór między śmiercią i nawróceniem, niektórzy Żydzi wybierali desperacką trzecią alternatywę: zbiorowe samobójstwo, czyli zabicie swojej rodziny i siebie. Do ataków na gminy żydowskie dochodziło mimo gróźb ekskomuniki ze strony miejscowego duchowieństwa i ostrzeżeń notabli. Nie byli oni jednak w stanie powstrzymać zbyt licznego motłochu plebejsko-raubritterskiego, do którego nierzadko przyłączali się również mieszczanie.

„Masakra ludności żydowskiej w Metz podczas pierwszej krucjaty” – obraz Auguste’a Migette’a, XIX-wie

„Masakra ludności żydowskiej w Metz podczas pierwszej krucjaty” – obraz Auguste’a Migette’a, XIX-wiecznego francuskiego malarza

Fab5669 / wikipedia / CC BY-SA 3.0

Na początku czerwca 1096 r. Emich postanowił w końcu ruszyć na wschód, ale część jego armii pozostała na miejscu, dokonując kolejnych pogromów i rabunków mienia Żydów w Trewirze, Metz i kilku mniejszych miastach. Ponura sława poprzedzała Emicha i jego armię. Węgierski król Koloman nie zamierzał dopuścić do podobnych mordów i grabieży na swoim terytorium. Zatrzymał oddziały Emicha na granicznym Dunaju i ostatecznie rozbił i rozproszył w bitwie pod Wieselbergiem. Podobny los spotkał krzyżowców prowadzonych przez Volkmara i Gotszalka, którzy działalność Emicha postawili sobie za wzór.

30 czerwca Volkmar zorganizował pogrom Żydów w czeskiej Pradze i nie ruszył w dalszą drogę, zanim nie wytępił lub wygnał ich wszystkich. Żydzi czescy i morawscy, którym udało się przeżyć najazdy krucjatowe, masowo opuścili Księstwo Czeskie i wyjechali m.in. do Polski. Volkmar podążył na Węgry, gdzie próbował podobną akcję przeprowadzić w Nitrze, ale Węgrzy nie pozwolili mu na takie postępowanie. Kiedy krzyżowcy mimo upomnień zaczęli dopuszczać się mordów na Żydach, wojska węgierskie zaatakowały ich i wzięły większość do niewoli. Los samego Volkmara pozostał nieznany. Podobny los spotkał Gotszalka, który dokonawszy pogromu w Ratyzbonie, także udał się na Węgry, atakując po drodze społeczności żydowskie w mniejszych miejscowościach, co sprowokowało reakcję ze strony króla Kolomana. Otoczył on wojska Gotszalka, po czym zażądał od krzyżowców złożenia broni. Gdy to uczynili, Węgrzy postanowili rozwiązać problem raz na zawsze – uderzyli na bezbronnych, masakrując ich. Zginął także sam Gotszalk.

Szacunki dotyczące liczby żydowskich mężczyzn, kobiet i dzieci zamordowanych lub doprowadzonych do samobójstwa przez krzyżowców wahają się od 2 do 12 tys. Według badacza Edwarda H. Flannery’ego w okresie od stycznia do lipca 1096 r. straciło życie „prawdopodobnie od jednej czwartej do jednej trzeciej ówczesnej ludności żydowskiej w Niemczech i północnej Francji”.

Tragiczny koniec

Piotr Pustelnik robił, co mógł, aby zaprowadzić porządek wśród ludowych krzyżowców, którzy w olbrzymiej liczbie koczowali pod murami stolicy Bizancjum. Coraz mniej liczono się jednak z jego głosem. Łacinnicy niemal co dzień dokonywali gwałtów i grabieży, włamywali się do pałaców i willi na przedmieściach, kradli nawet blachę ołowianą, którą kryte były kościoły. Mimo dostaw zarządzonych przez cesarza Aleksego I Komnena coraz bardziej odczuwali brak wystarczających zapasów żywności. Cesarz, skonsternowany i zdegustowany zachowaniem Franków (tak ich potocznie nazywali Grecy), zdecydował się jak najszybciej przetransportować ich przez Bosfor do Azji Mniejszej. Krzyżowcy ruszyli bezładnie wzdłuż wybrzeża morza Marmara, grabiąc po drodze kościoły i domy. Odtąd nie mieli już żadnego wsparcia, co szybko doprowadziło do konfliktów wewnętrznych. Lekceważony Piotr zawrócił do Konstantynopola zabiegać o pomoc, natomiast Niemcy i Włosi obrali na swojego przywódcę włoskiego rycerza Renalda, a liczniejsi Francuzi – Gotfryda Burela.

Mimo konfliktu obie armie założyły wspólny obóz pod Civetot, ledwie dwa dni marszu od Nikei, stolicy seldżuckiego Sułtanatu Rum. Zamiast czekać na posiłki, zaczęli plądrować okoliczne wioski (zamieszkane głównie przez chrześcijan greckich), a w połowie września Francuzi zapuścili się aż pod bramy Nikei. Łupy, które zdobyli, wzbudziły zazdrość krzyżowców niemieckich. Renald zarządził wymarsz swoich sił i ostatecznie zapędził się aż za Nikeę, zdobywając świetnie zaopatrzoną twierdzę Xerigordon. Sukces był jednak pozorny, ponieważ sułtan Kilidż Arslan I od razu wysłał silną armię, która otoczyła zamek, odcinając oblężonych od źródeł wody. „A nasi tak dalece cierpieli z powodu pragnienia, że otwierali żyły swoich koni i osłów, pijąc ich krew. Inni wrzucali pasy i płachty do latryn i w ten sposób wprowadzali wilgoć do ust. Inni oddawali mocz w ręce drugiego i pili natychmiast. Inni grzebali się w wilgotnej ziemi i pokrywali ziemią piersi, dla zmniejszenia pragnienia” – zapisał anonimowy kronikarz wyprawy. Po ośmiu dniach wycieńczeni krzyżowcy poddali się. Tych, którzy jak Renald zdecydowali się przejść na islam, Turcy zesłali w niewolę, pozostałych zaś wymordowali.

Wbrew zdaniu Piotra Pustelnika i co roztropniejszych dowódców reszta uczestników ludowej krucjaty postanowiła wydać Seldżukom walną bitwę. 21 października roku 1096 około 20-tys. armia krzyżowców opuściła Civetot, pozostawiając w obozie jedynie starców, kobiety, dzieci i chorych. Zaledwie kilka kilometrów dalej, w miejscu, gdzie gościniec do Nikei wpadał w wąską, zalesioną dolinę, Turcy przygotowali zasadzkę. Łucznicy rozmieszczeni na stokach wąwozu ostrzelali kilkusetosobowy, konny oddział rycerzy, jedyną formację przedstawiającą jakąkolwiek wartość bojową w armii krzyżowców. Kiedy jazda zaczęła się cofać, Turcy ruszyli do ataku. Trzon armii krucjatowej stanowili źle uzbrojeni chłopi i biedota. Ich morale było niskie, a większości brakowało dyscypliny i obeznania z kunsztem wojennym. Dlatego, widząc klęskę rycerstwa, wpadli w panikę i rzucili się do ucieczki w kierunku Civetot. Bitwa zmieniła się w masakrę. Wśród tysięcy zabitych było wielu przywódców wyprawy, w tym Walter bez Mienia. Zaledwie 3 tys. ludzi udało się schronić w ruinach starego opuszczonego zamczyska nad brzegiem morza. Na prośbę Piotra Pustelnika cesarz Aleksy wysłał po nich flotę i ewakuował do Konstantynopola. To był definitywny koniec krucjaty ludowej, podczas której przelano morze krwi (głównie chrześcijańskiej), zniszczono wiele miast i wsi oraz skompromitowano samą ideę wypraw krzyżowych, zanim na dobre się rozpoczęły.

„I gdy pewnego świetlistego ranka, po nocy spędzonej na burzliwych naradach, tłumy wywalają kute wrota kościołów zamienionych na składnice, wypędzają z zagród bydło i wyruszają niezmierzoną, nieobjętą falą, Piotr Eremita powtarza: »Bóg tak chce!«, stając bez oporu na czele pierwszej najliczniejszej gromady. Pozostający w Clermont rycerze patrzą na ten odpływ z ulgą. (O ileż milej im będzie walczyć bez hołoty!) […] Płyną, płyną szeroko jak morze. Walą pieszo, gnają, pchają ręczne wózki, na których umieścili dzieci i nieco odzieży. Niektórzy jadą na podkutych wołach. Z rzadka któryś dosiada konia, przedmiot ogólnej zazdrości. Drogi nikt nie zna, boć i Piotr płynął do Ziemi Świętej italską galerą. W tym tłumie niepowstrzymanym są bezwstydnicy i zbóje, są niewinne dziewczątka o niczym złym niewiedzące, młodzianki i dzieci, maleńkie, bezgrzeszne dzieci...”. Taki obraz wymarszu uczestników krucjaty ludowej z Kolonii 20 kwietnia 1096 r. odmalowała Zofia Kossak-Szczucka w powieści „Krzyżowcy”. Rzeczywiste zdarzenia zapewne nie odbiegały od literackiej wizji, wyprawa ta bowiem była jednym z najbardziej osobliwych i złowrogich przedsięwzięć średniowiecznej Europy, a jej tragiczny koniec był równie nieunikniony, jak los późniejszej o kilkanaście lat krucjaty dziecięcej.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Historia świata
Cud nad urną. Harry Truman, cz. IV
Historia świata
Niemieckie „powstanie” przeciw Hitlerowi. Dziwny zryw w Bawarii
Historia świata
Popychały postęp i były źródłem pomysłów. Jak powstawały akademie nauk?
Historia świata
Wenecki Kamieniec. Tam, gdzie Szekspir umieścił akcję „Otella"
Historia świata
„Guernica”: antywojenny manifest Pabla Picassa