Z Onetem skontaktował się pracownik jednej z polskich agencji celnych -prywatnych instytucji, które są pośrednikiem między przedsiębiorcą a Urzędem Celnym. W praktyce jest tak, że kierowca ciężarówki przyjeżdża do agencji, a jej pracownicy - agenci celni - przygotowują dokumenty przed wywiezieniem towarów poza granice Unii Europejskiej. Co się zmieniło teraz w związku z wojną Rosji w Ukrainie i nałożonymi sankcjami? Okazuje się, że niewiele.

- Unijne sankcje wprowadzone na Białoruś i Rosję w dużej mierze są martwe. Dalej jeżdżą tam towary, które nie powinny. Wynika to z tego, że w Polsce literalnie czytamy rozporządzenia UE, a z nich wynika, że istotny jest dzień podpisania kontaktu. Czyli jeśli ktoś z Białorusi lub Rosji podpisał kontrakt - na przykład z polskim producentem - przed dniem wprowadzenia sankcji, wtedy towar jedzie na wschód - mówi pracownik jednej z agencji celnych. Chce pozostać anonimowy, bo woli uniknąć kłopotów w pracy.

Sankcje na Białoruś i Rosję nie są niczym nowym. Na Białoruś nakładano je już wcześniej za łamanie praw człowieka, na Rosję po aneksji Krymu w 2014 r. Teraz jednak wprowadzono całą listę towarów. W rzeczywistości te towary dalej jeżdżą. - Na przykład niedawno wypełniałem dokumenty dotyczące kabli i silników jadących na Białoruś, które według rozporządzenia nie powinny już tam trafiać. Jednak kierowca pokazał, że towar jedzie na podstawie umowy sprzed dnia wprowadzenia sankcji - przyznaje pracownik agencji celnej.

Czytaj więcej na onet.pl