– Apeluję do rządu: nie róbcie z Polski republiki bananowej. To, że Sejm kontroluje wydatki rządu, odróżnia kraje demokratyczne od takich państw jak Rosja – komentowała ostro Izabela Leszczyna, posłanka KO, podczas sejmowej debaty nad projektem ustawy o pomocy uchodźcom z Ukrainy.
Dług tak, ale pod kontrolą
Projekt zakłada, że system opieki nad uciekinierami wojennymi będzie finansowany m.in. z Funduszu Pomocy, który ma zostać utworzony przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Tego typu fundusze określa się jako pozabudżetowe, nie podlegają one bezpośredniej kontroli parlamentu w zakresie planowania i bieżącej realizacji przychodów i wydatków oraz sprawozdania z działalności. – Mamy już 35 funduszy, nad którymi parlament zupełnie nie ma kontroli. W interesie państwa byłoby, by Fundusz Pomocy w tak istotnej kwestii był finansowany rzetelnie z budżetu państwa, nawet poprzez większy deficyt i zadłużenia, na co wszyscy się przecież zgadzamy – apelował też z mównicy sejmowej poseł KO Janusz Cichoń, b. minister finansów. – Tym bardziej, że emisja długu przez BGK jest droższa niż obligacje rządowe – zaznacza Cichoń.
Także ekonomiści krytykują pomysł powołania do życia kolejnego funduszu pozabudżetowego, zwłaszcza, że niewiele o nim wiadomo. W ocenie skutków regulacji przedstawionej w projekcie nie ma słowa. Mowa jedynie o tym, że wydatki wprost z budżetu państwa na pomoc Ukraińcom oszacowano na 1,8–3,5 mld zł (przy założeniu, że liczba uchodźców sięgnie 480–970 tys. osób). Za to Maciej Wąsik, wiceminister spraw wewnętrznych i administracji, mówił w Sejmie o 7,9 mld zł przeznaczonych na pomoc.
Złe pomysły
Z projektu wynika też, że Fundusz Pomocy ma być finansowany m.in. z wpłat z budżetu i innych jednostek publicznych, ze źródeł zagranicznych oraz emisji obligacji BGK. Głównym jego dysponentem ma być premier. – Taka konstrukcja jest powieleniem złych pomysłów rządu od wybuchu pandemii – ocenia Sławomir Dudek, główny ekonomista Fundacji FOR. Warto przypomnieć tu przede wszystkim wielomiliardowy Fundusz Przeciwdziałania Covid-19, który też jest całkowicie wyłączony z parlamentarnej kontroli, nie zalicza się do zadłużenia państwa wedle polskiej definicji, a o jego przeznaczeniu decyduje w zasadzie Kancelaria Premiera.