Giełdy wciąż żyją wydarzeniami w strefie euro. Przez wiele miesięcy na pierwszym planie była Grecja. Przed tygodniem na tapecie znalazły się Włochy i rekordowa rentowność tamtejszych obligacji. W ostatnich dniach przyszła kolej na Hiszpanię. Czy kolejna będzie Francja? To pytanie zdają się zadawać inwestorzy, którzy mimo niskich wycen akcji również na rynkach wschodzących nie kwapią się z zakupami.
W ubiegłym tygodniu wyjątkiem była giełda węgierska, gdzie mieliśmy solidne odreagowanie po ostatnich głębokich spadkach. Akcje podrożały średnio o ponad 1 proc. Wpływ na to miały negocjacje, jakie tamtejszy rząd prowadzi z Międzynarodowym Funduszem Walutowym o nowej umowie stabilizacyjnej, która ma na celu m.in. uspokojenie rynków.
Zdecydowanie najsłabiej wypadła natomiast giełda indyjska. Akcje spadły o 5 proc., do najniższego poziomu od ponad miesiąca. Inwestorzy obawiają się, że wysokie stopy procentowe przełożą się na wolniejszy wzrost gospodarczy, a to na niższe zyski przedsiębiorstw. Już dziś akcje na indyjskiej giełdzie pod względem rynkowych wskaźników ceny do zysków i ceny do wartości księgowej są najwyższe wśród wszystkich giełd rynków wschodzących. Przedstawiciel indyjskiego resortu finansów poinformował, że rozważana jest możliwość dopuszczenia do handlu zagranicznych inwestorów indywidualnych, którzy dotychczas nie mogli bezpośrednio handlować na tamtejszej giełdzie. Obecnie minimalna kwota wejścia inwestora zagranicznego wynosi bowiem 50 mln dol. Analitycy dobrze oceniają ten pomysł.