Jest to grupa starannie wyselekcjonowanych banków i domów maklerskich, które począwszy od 1960 roku odgrywały kluczową rolę w tym segmencie papierów dłużnych.
W tym roku resort amerykańskiego skarbu sprzedał swoje walory za 538 miliardów dolarów, a ponad 20 proc. puli ominęło ten ekskluzywny klub. Podstawowych dilerów skutecznie podgryzają nawet ich najwięksi klienci składający tez oferty za pośrednictwem internetu. Jego rola w przetargach organizowanych przez resort skarbu stale rośnie. Jeszcze cztery lata temu udział bezpośrednio składających oferty w transakcjach na rynku pierwotnym wynosił 5,6 proc. zaś w stosunku do roku 2011 podwoił się.
A więc także na tym rynku dzieje się to, co stało się w innych sektorach. Na skutek rozwoju technologii już podkopana została pozycja pośredników na rynku handlu akcjami.
Teraz drżą takie giganty jak Bank of America, czy szwajcarski UBS należące do uprzywilejowanej grupy instytucji finansowych bezpośrednio handlujących z Departamentem Skarbu USA. Konkurenci odbierają im przecież część pewnych, wydawało się, zysków.
- Klienci będą robić o wiele więcej rzeczy we własnym zakresie niż to miało miejsce w przeszłości – przewiduje Richard Prager, szef globalnego tradingu w BlackRock, największym na świecie menedżerze aktywów (w portfelu ma 3,8 biliona dolarów). – Takie są realia – dodaje.