Ciągle nie wiadomo, ile osób zadeklaruje chęć pozostania w otwartych funduszach emerytalnych, a jaka część przyszłych emerytów tego nie zrobi. Notowane na warszawskiej giełdzie firmy i ich doradcy biorą pod uwagę różne scenariusze, w tym także negatywny mówiący, że w OFE – za sprawą grzechu zaniechania – zostanie część klientów.
Realizacja tego negatywnego scenariusza dla spółek z GPW oznacza przynajmniej przejściowe spadki kursów akcji i trudniejszy dostęp do kapitału. Z rozmów, jakie przeprowadziliśmy, wynika, że spółki i doradcy rozważają różne strategie obrony notowań na giełdzie.
Kwestia właścicielska
Dyrektorzy odpowiadający za relacje z inwestorami (IR) deklarują, że mogą zrobić niewiele. Dużo więcej możliwości spoczywa w rękach głównych właścicieli (często założycieli), giełdowych firm. To od nich de facto zależy polityka informacyjna spółek, działania marketingu finansowego czy kumulowanie gotówki z myślą o późniejszym skupie akcji. Część specjalistów uważa, że warto przekonywać fundusze private equity, aby zmieniły podejście do inwestycji.
– Choć komentatorzy różnią się w ocenie tego, czy zmiany w OFE doprowadzą do wyprzedaży akcji i jaka będzie jej skala, warto być może rozważyć, czy spółki – szczególnie z dominującym udziałem OFE w akcjonariacie – nie powinny otwarcie sygnalizować w swoich sprawozdaniach, że takie potencjalne ryzyko istnieje. Tym bardziej że listy takich spółek już krążą w mediach – uważa Anna Krajewska, prezes firmy doradczej NBS Communications.
– To, co mogę zrobić ja, to intensyfikować spotkania z inwestorami innymi niż OFE, w tym m.in. z podmiotami zagranicznymi – uważa natomiast szef działu IR w grupie giełdowej o kapitalizacji kilku miliardów złotych. Należy do tych osób, które wierzą w kompetencje zarządzających OFE i sądzi, że nie zostawiły na ostatnią chwilę transakcji wymaganych prawem.