Jeszcze we wrześniu akcje europejskich spółek krążyły blisko najwyższych poziomów od sześciu lat, a kursy walorów podbijał optymizm inwestorów co do zamiarów Europejskiego Banku Centralnego. Akcje chętnie kupowano w oczekiwaniu, że ta instytucja, którą kieruje Mario Draghi ożywi kulejącą koniunkturę gospodarczą w eurolandzie.
Tymczasem w środę wskaźnik Stoxx Europe 600 Index stracił najwięcej w okresie prawie trzech lat. Na zamknięciu sesji był 11 proc. poniżej szczytu z czerwca, co oznaczało, iż znalazł się w korekcie. Ateński ASE Index w pewnym momencie wobec wtorkowego zamknięcia tracił 10 proc., a finiszował 6,3 proc. pod kreską. Krew lała się też w Mediolanie, gdzie wFTSE MIB spadł o 4,4 proc., a portugalski PSI 20 znalazł się na najniższym poziomie od dwóch lat.
Światowe giełdy straciły prawie pięć bilionów dolarów, a tej stawce przewodzi nasz kontynent z którego płyną w świat zniechęcające inwestorów informacje. Kulminacja była 2 października, kiedy wbrew oczekiwaniom inwestorów giełdowych Mario Drgahi nie odkrył kart i nie powiedział ile aktywów EBC zamierza kupić by zwalczyć tendencje deflacyjne.
- W ostatnich dniach rynki akcji doznały tak silnego wstrząsu, iż wątpię, by szybko odrobiły straty - przyznaje Francois Savary, odpowiedzialny za inwestycje w firmie Reyl&Cie. Jego zdaniem komunikacja Draghiego z rynkiem była koszmarna.
Od czasu październikowego wystąpienia szefa EBC do środy Stoxx 600 stracił ponad 6 proc., gdyż inwestorzy zwątpili, iż centralny bank strefy euro ma narzędzia pozwalające zapobiec drugiej recesji w ciągu roku. Pamiętają przecież, iż Draghi obiecał w swoim czasie uczynić wszystko co możliwie by uratować wspólną walutę.