Rok 2014 przyniósł kilka ważnych debiutów chińskich firm na amerykańskich giełdach. Szykuje się kolejny.
Worek pełen chińskich akcji na amerykańskich parkietach otworzył na wiosnę chiński odpowiednik Twittera. Serwis Sina Weibo debiutował 17 kwietnia na giełdzie NASDAQ notując blisko 20 proc. wzrost ceny akcji pierwszego dnia, zbierając 285 mln dolarów z IPO i osiągając wycenę 3,5 mld dolarów. 23 maja także na tej samej giełdzie pojawił się JD.com z 14,5 proc. przebiciem akcji i 1,78 mld dolarów w IPO. We wrześniu przyszła Alibaba i pokonała wszystkich z wynikiem ponad 25 mld dolarów zebranych w dniu debiutu i 36 proc. zysku na akcji.
Samotny
Teraz czas na Momo. Gdyby firma pochodziła z Japonii, nazwa oznaczałaby brzoskwinię, jednak po chińsku to „samotny, samotny". Aplikacja służy do szybkiego zapoznawania się z ludźmi. Wystarczy założyć konto i wybierać nowych znajomych, którzy na mapie okazują się najbliżej nas. Oficjalne hasło serwisu zachęca to korzystania z nowego sposobu to tworzenia nowych znajomości z użytkownikami i społecznościami w okolicy, ale w praktyce Momo nazywa jest nowoczesnym serwisem randkowym. Oferującym pełne spektrum możliwości płynącej z poznawania przypadkowych ludzi w celach matrymonialno-towarzyskich.
Nic nie dzieje się jednak bez przyczyny. O popularności Momo nie decyduje tylko i wyłącznie upadek obyczajów wśród chińskich internautów i rosnąca obojętność towarzyska sprowadzająca kontakty towarzyskie do klikania w kolejną aplikację. Ostatnie miesiące przynosiły dalsze ograniczenia w dostępie do aplikacji-komunikatorów na chińskim ryknu. Viber, Kakao Talk i Line, które rosną w siłę na świecie, Pekin uznawał za nieodpowiednie i naruszające dobre obyczaje w swoim kraju. Momo także się dostało za to, że w aplikacji można było znajdować ogłoszenia agencji towarzyskich, jednak ograniczenia wprowadzone wobec konkurencji pomogły w umocnieniu pozycji.