Poprzedni tydzień na rynkach emerging markets, niepełny na części z nich z uwagi na święta Bożego Narodzenia, zakończył się niewielkim, prawie 1,4-proc. wzrostem indeksu MSCI EM. Był to już drugi z rzędu wzrostowy tydzień tego wskaźnika, który śledzi zachowanie giełd rozwijających się. Dzięki temu odrobił sporą część strat z pierwszej połowy grudnia, gdy osunął się do najniższego poziomu od maja br. Od tego czasu, tj. od 16 grudnia, indeks MSCIEM zwyżkował już o ponad 7,5 proc.

Poprzedni tydzień, co nie powinno dziwić, wyróżniał się też niewielką aktywnością inwestorów. Już w poniedziałek i wtorek widać było, że znaczna część z nich, korzystając z dobrego układu kalendarza, wzięła sobie wolne od handlu. W środę giełdy państw katolickich, czyli polska, czeska, węgierska, brazylijska i argentyńska, były zamknięte. W pierwszy dzień świąt do tej grupy dołączyły też m.in. giełdy rumuńska i indyjska. 26 grudnia wznowiono handel na rynkach w Sao Paulo i Bombaju. Pozostałe z wymienionych wcześniej giełd wciąż miały wolne. Normalnym trybem, czyli pełne pięć dni, pracowały za to parkiety rosyjski, chiński czy turecki.

Inwestorzy z tych rynków, którzy nie wzięli w zeszłym tygodniu wolnego, nie powinni narzekać. Rosyjski Micex w ciągu pięciu dni zwyżkował aż o 8,75 proc., zmniejszając stratę liczoną od początku roku do „zaledwie" 34,6 proc. Mimo to wciąż jest najgorszym miejscem do inwestowania spośród wszystkich rynków wschodzących. Warto jednak zwrócić uwagę, że podawane przez nas w zestawieniu imponujące zwyżki głównego indeksu moskiewskiego parkietu są wyrażane w euro. Rubel w ostatnich kilkunastu dniach szybko odrabiał straty do zachodnich walut, co bynajmniej nie było wyrazem rosnącego zaufania do rosyjskiej gospodarki, ale odreagowaniem wcześniejszego załamania. W piątek po południu za euro płacono 66 rubli, podczas gdy jeszcze 16 grudnia kurs sięgał aż 100 rubli. Za dolara amerykańskiego w piątek płacono 52,2 rubla wobec prawie 80 rubli kilkanaście dni wcześniej.

Gracze muszą się liczyć z tym, że odreagowanie na rublu i rosyjskiej giełdzie może być chwilowe. Kondycja rosyjskiej gospodarki gwałtownie się pogarsza z uwagi na sankcje nałożone przez zachodnie państwa oraz taniejącą ropę naftową. Charakterystyczną rzeczą jest, że jeszcze kilka tygodni temu tamtejsi decydenci twierdzili, że rosyjska gospodarka poradzi sobie z kryzysem. Obecnie ich wypowiedzi nie są już tak buńczuczne. W weekend Anton Siluanow, minister finansów, przyznał, że jeśli cena ropy naftowej utrzyma się na poziomie 60 dolarów za baryłkę, rosyjska gospodarka w 2015 r. skurczy się o 4 proc. To będzie wymagało gruntownej rewizji przyszłorocznego budżetu, w tym radykalnego ograniczenia wydatków na siły zbrojne. Zdaniem Siluanowa rezerwy walutowe Rosji, które tylko w tym roku zmniejszyły się o prawie 100 mld dolarów (na 19 grudnia miały wartość niespełna 400 mld dolarów), wydawane w takim tempie jak obecnie (m.in. do stabilizowania kursu rubla), skończą się w 2016–2017 r.

Podobnych problemów nie ma chińska gospodarka, mimo że tempo jej rozwoju spada (po trzech kwartałach chiński PKB był „tylko" 7,3 proc. większy niż rok wcześniej). Inwestorzy w tym roku bardzo chętnie kupują akcje chińskich przedsiębiorstw, windując ich ceny. Od początku roku główny indeks giełdy w Szanghaju zyskał już blisko 64 proc.