5 sierpnia 2024 r. był dniem, w którym inwestorzy z całego świata wpadli w panikę. Najbardziej było to widać na giełdzie w Tokio. Jej główny indeks, Nikkei 225, spadł wówczas aż o 12 proc. Fala wyprzedaży przetoczyła się przez światowe rynki. Amerykański indeks S&P 500 stracił wówczas około 3 proc. Już następnego dnia doszło jednak do silnego odbicia. Nikkei 225 wzrósł o ponad 10 proc. Kolejne sesje przyniosły stopniowe odrabianie strat z dnia panicznej wyprzedaży. Główny indeks giełdy tokijskiej odrobił je we wtorek 13 sierpnia. S&P 500 zrobił to już 9 sierpnia.
Osoby nieśledzące na co dzień zachowań giełd mogły być zdziwione, że po tak ostrej przecenie bardzo szybko nastąpił powrót do zwyżek. Dla rynkowych weteranów nie było to jednak nic nadzwyczajnego. Przypadki krótkotrwałej paniki na rynkach po prostu czasem się zdarzają. Czy tym razem miały one jednak jakieś podstawy?
Czytaj więcej
Co ma wspólnego podwyżka raty kredytu frankowego w Polsce z krachem na giełdzie w Japonii, czy – szerzej – na rynkach światowych? Niestety, dużo. Powiedzenie „nasza chata z kraja” na rynkach nie działa.
Co spowodowało krach?
Panikę z 5 sierpnia trzeba widzieć w odpowiednim kontekście. Przede wszystkim wyprzedaż nie zdołała zakończyć hossy trwającej w USA, Japonii oraz Europie Zachodniej. W ramach owego rynku „byka” wiele globalnych indeksów giełdowych biło w ostatnich miesiącach rekord za rekordem. S&P 500 znalazł się na rekordowo wysokim poziomie w połowie lipca (od początku roku do połowy sierpnia zyskał on prawie 15 proc.). W lipcu nowy rekord ustanowił też Nikkei 225, który w kwietniu zdołał przebić rekord ustanowiony w 1989 r., tuż przed pęknięciem bańki i wejściem gospodarki w „stracone dekady”. Zanim więc doszło do gwałtownej wyprzedaży, indeksy miały za sobą wiele miesięcy solidnych zwyżek. Wzrosty te były napędzane m.in. przez oczekiwania co do cięcia stóp procentowych w USA i przez nadzieje związane z rozwojem technologii sztucznej inteligencji.
Co było impulsem do ostrej wyprzedaży? Takich czynników było kilka. Miliarder Warren Buffett ujawnił, że zmniejszył swój portfel akcji koncernu Apple o 510 mln akcji, czyli o 56 proc. Uznano to za wyraz braku wiary tego guru rynkowego w perspektywy branży technologicznej. W piątek 2 sierpnia opublikowany został natomiast raport z amerykańskiego rynku pracy, który wystraszył inwestorów. Pokazał on, że w lipcu stopa bezrobocia w USA skoczyła do 4,3 proc. Zinterpretowano to jako sygnał zbliżającej się recesji. Swoje zrobiła też niepewność związana z amerykańską kampanią wyborczą. Na to nałożyło się wychodzenie inwestorów z transakcji typu „carry trade” związanych z jenem. „Carry trade” polega na zapożyczaniu się w walucie kraju z niskimi stopami procentowymi, takiej jak jen japoński, by inwestować w aktywa z rynków o wyższych stopach procentowych, czyli m.in. w USA. Jeśli jednak waluta, w której inwestorzy się zapożyczają, mocno zyskuje na wartości, to transakcje „carry trade” przynoszą straty. W dniu globalnej paniki i w trakcie sesji je poprzedzających doszło akurat do umocnienia jena. O ile 1 sierpnia notowania dochodziły do 151 jenów za 1 USD, o tyle 2 sierpnia zeszły do 146 jenów, a 5 sierpnia do prawie 142 jenów. W kolejnych dniach wróciły w okolice 148 jenów, co przyczyniło się do uspokojenia sytuacji na globalnych rynkach finansowych. Nikt nie wie jednak, jak długo może jeszcze potrwać spokój, a na nastroje inwestorów mogą negatywnie wpływać ewentualne sygnały dotyczące recesji oraz niepewność związana z polityką banków centralnych i z wyborami prezydenckimi w USA.