Z jednej strony po czwartkowych mocnych spadkach pojawiło się ryzyko dalszej przeceny, z drugiej zaś można było liczyć, że spadek wycen zostanie wykorzystany do tańszych zakupów.
W pierwszym fragmencie notowań sprawdzał się ten drugi scenariusz. WIG20 na starcie zyskał 0,3 proc. czym w swoich zachowaniu przypominał inne europejskie rynki. Przez kolejne godziny handlu popyt kontrolował sytuację. Problem jednak w tym, że o ile nasz rynek stał praktycznie w miejscu, tak na zachodzie Europy inwestorzy znów ruszyli po akcje. Niemiecki DAX czy też francuski CAC40 rosły w ciągu dnia 1,5 proc.
Mylił się ten, kto myślał, że i my pójdziemy tym śladem. Wręcz przeciwnie. Im dłużej trwała sesja tym sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Nie pomógł nam nawet wzrostowy początek dnia w Stanach Zjednoczonych. Widmo przeceny znów zajrzało w oczy inwestorów w Warszawie. Czarny scenariusz stał się w końcu faktem. WIG20 zjechał pod kreskę i pozostał tam do końca dnia.
Ostatecznie stracił prawie 0,5 proc. i tym samym był jednym z najsłabszych indeksów w całej Europie. Honoru warszawskiego rynku próbowały bronić średnie spółki. mWIG40 na przekór tego co działo się z największymi firmami, zyskał 0,9 proc.
Obroty na całym rynku wyniosły około 700 mln zł.