Część starych członków Unii Europejskiej, w tym kraje skandynawskie, ale też Wielka Brytania, Hiszpania czy Holandia skłania się do zmniejszenia środków na politykę spójności w latach 2014-2020. Polska będąca obecnie (2007-2013) największym odbiorcą pomocy rozdzielanej w jej ramach sprzeciwia się tej koncepcji. W środę rząd ma przyjąć specjalne stanowisko w tej sprawie przygotowane przez resort rozwoju regionalnego.
- Zaproponujemy innych państwom kontynuację polityki spójności w odpowiednio zmienionym kształcie. Nie możemy jej jednak traktować jako worka pieniędzy dla biedaków, ale jako ogólnorozwojową politykę kierowaną do wszystkich regionów Europy - tłumaczy Elżbieta Bieńkowska, minister rozwoju regionalnego. Dodaje, że polskie pomysły popierają kraje Grupy Wyszehradzkiej oraz Niemcy, którzy dostrzegli, że polityka spójności przynosi w Polsce wymierne efekty, tak w okresie wzrostu jak i w czasie kryzysu finansowo-gospodarczego. - Niemców rzeczywiście mamy za sobą. Od dłuższego czasu mówimy jednym głosem. Musimy przede wszystkim przekonywać Hiszpanów, bo oni teraz "wychodzą" z polityki spójności. Nie jest to już taki sojusznik jak przed poprzednim budżetem. Musimy też przekonać Brytyjczyków, Francuzów, Holendrów, Szwedów - wylicza szefowa ministerstwa rozwoju, choć jak wskazuje Francuzi są bliscy akceptacji naszej koncepcji.
Ogólnie rzecz ujmując do polskiej wizji kontynuowania polityki spójności musimy przekonać kraje, które chcą więcej pieniędzy przeznaczyć na szeroko rozumianą innowacyjność, a mniej na projekty infrastrukturalne, co miałoby zbliżyć Europę do Stanów Zjednoczonych. - Nawet teraz kiedy Polska potrzebuje przede wszystkim dróg, autostrad itd., aż 60 proc. pomocy z UE kierujemy na tzw. cele Strategii Lizbońskiej - wyjaśnia jednak Bieńkowska.
Oponenci naszego kraju skłaniają się też do tworzenia nowych funduszy sektorowych oraz wyłączenia Europejskiego Funduszu Społecznego lub Funduszu Spójności z polityki spójności. Obu tym koncepcjom Polska się sprzeciwia. W stanowisku, które ma przyjąć w środę rząd czytamy m.in. "... Rząd Rzeczypospolitej Polskiej sprzeciwia się propozycjom prowadzącym do tworzenia nowych instrumentów sektorowych oraz wyłączania z Polityki Spójności Europejskiego Funduszu Społecznego i Funduszu Spójności..." oraz że "...W dobie ograniczeń budżetowych należy także zaprzestać dalszej rozbudowy i skomplikowania procesu realizacji polityk, tworzenia nowych, sektorowych instrumentów realizacji (np. w dziedzinie transportu lub energii) kosztem istniejących, a zwłaszcza Polityki Spójności. Byłoby to czasochłonne i kosztowne. Należy natomiast w większym stopniu wykorzystać istniejące polityki i instrumenty UE ..."
Nie da się jednak też ukryć, że poza kierunkiem rozwoju każde z państw UE liczy swoje pieniądze. W przypadku zmniejszenia tzw. kopert narodowych w ramach polityki spójności w konkursach np. na badania wygrywałyby, jak teraz, przede wszystkim podmioty z krajów starej UE. A to oznacza, że do nich trafiałaby większość pieniędzy z wspólnego budżetu. Polska ma jednak i na to argumenty. - Sednem sprawy jest przekonanie, że polityka spójności jest korzystna nie tylko dla największego biorcy środków (Polski), ale także dla krajów które ją finansują, a które też z niej korzystają, bo pieniądze do nich wracają. Rok temu prezentowaliśmy zestawienie korzyści uzyskiwanych przez piętnaście państw starej Unii w wyniku realizacji polityki spójności w Polsce i np. Austria w całym okresie 2004-2015 z każdego euro netto wpłaconego do wspólnego budżetu na rzecz realizacji tej polityki u nas otrzyma 97 centów w postaci dodatkowego eksportu do Polski. W przypadku Niemiec to 61 centów - wylicza Bieńkowska. - Trzeba to pokazywać, bo większość krajów UE-15 jest płatnikami netto do wspólnej kasy. Trzeba też podkreślać, że polityka spójności mimo dość skomplikowanego instrumentarium odpowiada na wyzwania energetyczne, środowiskowe i gospodarcze. Trzeba to wszystkim uświadomić, bo dla Polski ważne jest, by środki na jej realizację nie zostały zmniejszone - kończy Bieńkowska.