– Zatrudnienie w branży obsługującej fundusze UE rośnie stale, odkąd weszliśmy do Unii Europejskiej. Dotyczy to zarówno sektora publicznego, jak i prywatnego – mówi „Rz" Marzena Chmielewska, dyrektor Departamentu Europejskiego w PKPP Lewiatan. – Może nie dzieje się to skokowo, ale sukcesywnie – dodaje.
Jak przypomina Jerzy Kwieciński, ekspert Business Centre Club, do 29 grudnia ubiegłego roku zawarto 93 828 umów o dofinansowanie, co oznacza, że tyle dotowanych projektów jest realizowanych (część już zakończono). – Jeśli przyjąć, że obsługa każdego z nich wymaga bezpośredniego zaangażowania od 1,5 do 2 etatów, to już mamy 140–190 tys. osób utrzymujących się z zajmowania się pieniędzmi europejskimi – szacuje Kwieciński.
Administracja rośnie
Z danych Ministerstwa Infrastruktury i Rozwoju wynika, że na 30 czerwca 2013 r. pieniędzmi pochodzącymi z unijnej polityki spójności zajmowało się m.in. w ministerstwach, agencjach centralnych, urzędach marszałkowskich i wojewódzkich, wojewódzkich urzędach pracy i urzędach kontroli skarbowej 11 968 osób (zatrudnionych na 10 486 etatach), z czego najwięcej było – 4001 osób i 3776 etatów – w urzędach marszałkowskich zarządzających regionalnymi programami operacyjnymi. Począwszy od końca 2010 r., zatrudnienie w tych instytucjach jest stabilne, co cieszy ekspertów od polityki spójności. – Prawo europejskie trzeba traktować bardzo poważnie. Dlatego zachęcam marszałków województw, aby nie wymieniali kadr od funduszy UE, żeby korzystali z osób, które na funduszach UE zjadły zęby – mówiła w niedawnym wywiadzie dla „Rz" Danuta Hübner, przewodnicząca Komisji Rozwoju Regionalnego Parlamentu Europejskiego, była komisarz UE.
Do urzędników zajmujących się pieniędzmi z polityki spójności trzeba doliczyć drugie tyle (ponad 13 tys.) zajmujących się środkami ze Wspólnej Polityki Rolnej. Wszyscy oni razem to urzędnicy zarządzający i rozdzielający środki z UE. Ale to nie wszyscy, którzy zawdzięczają pracę obsłudze unijnych grantów. Trzeba dodać specjalistów od funduszy UE pracujących w samorządach szczebla gminnego i powiatowego, którzy te pieniądze uzyskują dla swych jednostek. Takie osoby są w każdym z gminnych urzędów. W małych gminach to najczęściej 1–2 osoby, ale w większych miastach w biurach zajmujących się funduszami UE pracuje po kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt osób.
Doradzają i szkolą
Jeszcze więcej osób pracuje dzięki funduszom w sektorze prywatnym. – Dzięki środkom z UE powstał odrębny sektor, z którego żyją pracownicy firm doradczych pomagających przy pozyskiwaniu dotacji, w tym wiele osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą. Do tego trzeba doliczyć biura księgowe rozliczające dotacje, firmy szkoleniowe, w tym trenerów szkolących za pieniądze z Unii – wylicza Michał Gwizda, partner w firmie doradczej Crido Taxand. – Nie zapominajmy też o rzeszy osób zajmujących się funduszami UE w instytucjach takich, jak uczelnie wyższe, szpitale czy muzea. Prawie w każdej z nich pracuje co najmniej jedna osoba zajmująca się środkami unijnymi – dodaje Gwizda.