Przyjmijmy euro, ale z rozwagą

W epoce zglobalizowanej gospodarki wspólny pieniądz ma w Europie coraz silniejsze uzasadnienie ekonomiczne – pisze ekonomista z Uniwersytetu Gdańskiego

Publikacja: 18.02.2008 04:08

Red

Profesor Jacek Karwowski w artykule „Uwagi na marginesie wprowadzenia euro” („Rz” z 4 stycznia 2008 r.) zaprezentował ciekawe spojrzenie na kwestię korzyści i kosztów przyjęcia wspólnej waluty. Ogólna konkluzja wyłaniająca się po lekturze tekstu jest jednoznaczna. Autor przedstawia wejście do UGW jako przedsięwzięcie przynoszące wątpliwe korzyści, wskazując jednocześnie na zupełnie realne i nieuchronne koszty. Mimo że eurosceptyczne obawy prof. Karwowskiego nie są pozbawione podstaw, wydaje mi się, że warto wyjść im naprzeciw, formułując kilka uwag i kontrargumentów.

1. NBP do tej pory prowadził właściwą politykę pieniężną, wypracowując sobie wysoką pozycję i reputację na rynku. Profesor Karwowski zadaje pytanie: po co rezygnować z czegoś, co generalnie wychodzi nam dobrze? Według mnie sam fakt oddania kompetencji NBP w ręce EBC nie powinien jednak wzbudzać naszych obaw. Jakość polityki pieniężnej nie ulegnie pogorszeniu, władze monetarne we Frankfurcie cieszą się bowiem najwyższą wiarygodnością na świecie.

2. Argument, że o wzroście dochodu narodowego decydują w większym stopniu inne czynniki niż posługiwanie się własną lub obcą walutą, jest słuszny. Czynnikami o pierwszorzędnej wadze dla perspektyw rozwoju istotnie są m.in. niskie podatki, swoboda działalności gospodarczej, dobrze rozwinięta infrastruktura. Gdy jednak prowadzi się tak zorientowaną prorozwojowo politykę gospodarczą, doskonałym jej uzupełnieniem byłoby właśnie przyjęcie euro, zwłaszcza w warunkach polskich. Wprowadzenie euro nie stoi przecież w konflikcie z osiągnięciem pozostałych ważnych celów gospodarczych. Nie trzeba tu dokonywać wyboru: albo jeden, albo drugi czynnik rozwojowy. Oba na dłuższą metę wzajemnie się wspierają.

3.Profesor Karwowski wskazuje na globalizację jako główne źródło rozwoju handlu i wzrostu gospodarczego. Faktycznie procesy globalizacyjne przebiegały w ostatnich latach bardzo dynamicznie, przyczyniając się do ogromnego zwiększenia obrotów handlowych strefy euro z krajami azjatyckimi i Europą Środkowo-Wschodnią. Rosły one szybciej niż wymiana w obrębie samej strefy euro. Czy jednak stanowi to dostateczny argument, aby podważać założenie występowania efektu kreacji handlu między krajami tworzącymi unię walutową? Euro upłynnia międzynarodową wymianę handlową i nie ma powodu, żeby sądzić inaczej. To, że efekt ten nie zdążył się do tej pory w pełni zmaterializować, nie stanowi wcale podstawy do twierdzenia, że definitywnie nie zrealizował się główny cel wprowadzenia wspólnej waluty. Gospodarki UGW rozwijały się ostatnio w tempie kilku, a nie kilkunastu procent, jak to było w gospodarkach rozwijających się. Dodatkowo wszystkie emerging markets opierały swój wzrost przede wszystkim na ekspansji eksportu. Nie jest zatem dziwne, że stąd właśnie płynął w ostatnich latach główny impuls do rozwoju światowej wymiany handlowej. Na efekty kreacji handlu wewnątrz UGW należy jeszcze poczekać, można jednak założyć, że wystąpią one w bardziej widocznym stopniu niż dotychczas. W tym sensie wspólny pieniądz będzie czynnikiem wzmacniającym długofalowy rozwój gospodarczy strefy euro.

4.Alternatywą wobec wejścia Polski do strefy euro jest pozostanie przy kursie płynnym. Profesor Karwowski przytacza przykłady krajów, które zdecydowały się na taką formułę: Szwajcaria, Kanada, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania. Problem w tym, że są to znaczące i bardzo rozwinięte gospodarki. Pozycja franka, dolara czy funta jest nieporównywalnie silniejsza niż złotego. Co więcej, waluty wymienionych krajów same mogłyby stanowić punkt odniesienia – kotwicę – do którego mogłyby być zafiksowywane kursy innych, mniej liczących się walut (podobnie jak marka niemiecka przed wprowadzeniem euro). W tym kontekście dla takiego kraju jak Polska pozostawanie na dłuższą metę przy własnej walucie wydaje się rozwiązaniem nieoptymalnym.

5. „Zawsze lepiej mieć wpływ na politykę pieniężną, niż go nie mieć”. Racja. Kosztów utraty autonomii monetarnej nie da się całkowicie wyeliminować. Można je jednak istotnie minimalizować. Polska jest na dobrej drodze do coraz ściślejszej synchronizacji cyklu koniunkturalnego z cyklem strefy euro, chociaż zgodzić się trzeba, że takiego stanu jeszcze w pełni nie osiągnęła. Pogłębiająca się zbieżność cykliczna (co do kierunków) oznaczać będzie w coraz większym stopniu upodabnianie się polityki pieniężnej NBP do polityki EBC. Wejście do UGW w takich warunkach minimalizowałoby ryzyko wystąpienia zaburzeń w polskiej gospodarce. Ostatnio tendencja do systematycznego synchronizowania się ścieżek stóp procentowych NBP i EBC uległa wprawdzie przerwaniu, jednak zjawisko to – ze względu na jego specyficzne przyczyny – można uznać za przejściowe. Pisałem o tym więcej w artykule „Uwaga na dysparytet stóp procentowych” („Rz” z 19 grudnia 2007 r.).

Polska jest na dobrej drodze do coraz ściślejszej synchronizacji cyklu koniunkturalnego z cyklem strefy euro

6. Profesor Karwowski podaje przykład Portugalii, w której kilka lat po wprowadzeniu euro nastąpiło załamanie koniunktury. Brak dostępności do niezależnej polityki pieniężnej i kursowej stał się w tych warunkach wyraźnym problemem. Fakt ten rzeczywiście miał miejsce, jednak jego powodem nie było przystąpienie do strefy euro (samo w sobie), lecz niedostateczne przygotowanie portugalskiej gospodarki do tego procesu, zarówno od strony makroekonomicznej, jak i strukturalnej. Chodzi m.in. o niską konkurencyjność krajowego przemysłu, wysoki deficyt budżetowy, nieelastyczny rynek pracy czy nadmierne poluzowanie dyscypliny płac. Nikt nie chce, aby Polska powtórzyła portugalskie błędy. Nie należy zatem wchodzić do eurolandu, nie bacząc na stan przygotowania gospodarki. Myślę, że wdrożenie pakietu reform przed akcesją do UGW (m.in. deregulacja rynku pracy, przyspieszenie prywatyzacji, likwidacja instytucjonalnych barier dla przedsiębiorczości, stworzenie rynku usług publicznych, podniesienie nakładów na badania i rozwój, osiągnięcie trwałej równowagi budżetowej) pozwoliłoby uniknąć w Polsce scenariusza portugalskiego, a zarazem w pełni się cieszyć z korzyści płynących z przyjęcia wspólnego europejskiego pieniądza. Jestem przekonany, że w takich warunkach wprowadzenie euro się opłaca.

7. Ostatnia uwaga dotyczy euro jako projektu politycznego. Tak wspólną walutę określa prof. Karwowski. W istocie trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Euro stało się zwieńczeniem idei polityków, owocem ich wieloletnich wysiłków. Moim zdaniem jednak w epoce zglobalizowanej gospodarki wspólny pieniądz ma w Europie coraz silniejsze uzasadnienie ekonomiczne. Do dziś 15 państw kontynentu uznało, że interes ten się opłaca. Wygląda na to, że w przyszłości do klubu euro przyłączać się będą kolejne kraje. Czy należy uznać, że wszystkie one świadomie podążają błędną drogą?

Profesor Jacek Karwowski w artykule „Uwagi na marginesie wprowadzenia euro” („Rz” z 4 stycznia 2008 r.) zaprezentował ciekawe spojrzenie na kwestię korzyści i kosztów przyjęcia wspólnej waluty. Ogólna konkluzja wyłaniająca się po lekturze tekstu jest jednoznaczna. Autor przedstawia wejście do UGW jako przedsięwzięcie przynoszące wątpliwe korzyści, wskazując jednocześnie na zupełnie realne i nieuchronne koszty. Mimo że eurosceptyczne obawy prof. Karwowskiego nie są pozbawione podstaw, wydaje mi się, że warto wyjść im naprzeciw, formułując kilka uwag i kontrargumentów.

Pozostało 92% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu