To wszystko sprawia, że dla Polski jeden płaski podatek jest dużą szansą mogąca pchnąć słabnącą gospodarkę. Dlatego trzeba popierać wszystkich walczących o to rozwiązanie. Kłopot polega na tym, że wielu polityków przedstawia ten podatek jako najgorszego wroga społeczeństwa. Według nich wypowiadający się dobrze o liniowym co najmniej lekceważą większość społeczeństwa i zamierzają obłożyć najbiedniejszych dodatkowym haraczem. Oznacza to, że wprowadzenie tego podatku powinno być poprzedzone wielką akcją przekonującą, że nikt nie będzie więcej płacił państwu, wręcz przeciwnie – wszyscy na tym skorzystamy.
Tymczasem piątkowe ogłoszenie planu wprowadzenia podatku liniowego było przykładem nieskoordynowanej akcji niepoprzedzonej żadnymi większymi przygotowaniami. Po czterech miesiącach działania rządu nie ma żadnych szczegółowych planów. Nie wiemy nawet, w jakiej wysokości miałaby być ta jedna stawka. Wiadomo tylko, że miałaby obowiązywać od 2011 roku. W dodatku okazuje się, że wicepremier Pawlak nic nie wiedział o tych planach. Ponieważ PSL wcześniej wypowiadało się przeciwko temu rozwiązaniu, raczej go nie poprze. W sumie zamiast potrzebnej Polsce reformy mamy, przynajmniej na razie, nieudaną akcję marketingową.