Akcja ratunkowa podjęta przez rządy, aby ratować banki, może być bardzo opłacalna. Świadczą o tym dochody, jakie uzyskują amerykańskie władze dzięki instytucjom, które zdecydowały się na zwrot pomocy. Wszystko za sprawą wzrostu kursów akcji banków, które jeszcze kilka miesięcy temu – jak się zdawało – były na krawędzi bankructwa.
Dzięki ośmiu instytucjom, które dotychczas całkowicie oddały udzieloną im pomoc, amerykańscy podatnicy zarobili 4 mld dolarów, co, jak podsumował „The New York Times", oznacza 15-proc. zwrot z inwestycji w skali roku. Jednym z powodów, dla którego instytucje finansowe tak się spieszą ze spłatą, są ograniczenia związane z udziałem w rządowym programie, m.in. dotyczące wynagrodzeń menedżerów.
Do amerykańskich zysków z pomocy w największym stopniu przyczyniły się Goldman Sachs i Morgan Stanley. W obu przypadkach wartość rządowych inwestycji w ramach Trouble Asset Relief Program wyniosła 10 mld dol. Za te pieniądze rząd kupował przede wszystkim warranty – instrumenty finansowe pozwalające nabyć po określonej cenie nowe akcje banków. Wzrost notowań Goldmana Sachsa (od początku roku o ponad 80 proc.) dał rządowi zysk w wysokości 1,4 mld dol., a w Morgan Stanley (zwyżka kursu o 60 proc.) blisko 1,3 mld dol.
Pomoc bankom okazała się dobrą inwestycją również dla rządu szwajcarskiego. W październiku wyłożył on ponad 5,5 mld dol., aby ratować UBS. W sierpniu bank zwrócił pomoc. oddając dodatkowy miliard dol. Zwrot z tej inwestycji w skali roku wyniósł ponad 30 proc.
– Zakładając, że w światowej gospodarce będziemy mieli ożywienie, należy się spodziewać dalszych zwyżek cen akcji w sektorze finansowym. Dotychczas jednak regułą było, że wychodzenie z kryzysu bankowego wiązało się z kosztami dla budżetów poszczególnych państw – komentuje Maciej Krzak, ekonomista z fundacji CASE.