– Skutki u nas są bezpośrednie i pośrednie – mówi Ryszard Petru, główny ekonomista BRE Banku. Do tych pierwszych zalicza zamrożenie rynku kredytowego. – Rozpoczęcie delewarowania, z czym mieliśmy do czynienia i w Polsce, przyczyniło się do spadku inwestycji – tłumaczy. – Ważniejsze są jednak konsekwencje pośrednie. Uderzenie kryzysu w gospodarkę niemiecką, która jest głównym odbiorcą naszego eksportu, doprowadziło do dużego spadku obrotów handlu zagranicznego.
Banki pierwsze odczuły efekty kryzysu. W związku z nagłym spadkiem zaufania zamarł rynek pożyczek międzybankowych. Nowych kredytów mogły udzielać tylko instytucje, które miały odpowiednio dużo depozytów. Wkrótce na dobre rozgorzała „wojna depozytowa”. Potwierdzeniem nieufności między bankami było to, że stopy na rynku międzybankowym były znacznie wyższe od stóp oficjalnych. Dotąd utrzymuje się duża różnica między nimi.
Walka o pieniądze klientów była tym ostrzejsza, że zagraniczni inwestorzy ograniczali zaangażowanie na rynkach wschodzących, w tym w Polsce. To doprowadziło do spadku kursu złotego (wzmocnionego przez efekt opcji walutowych, zawieranych wcześniej na dużą skalę przez krajowe firmy).
Spowolnienie gospodarcze w połączeniu ze spadkiem wartości złotego przekreśliło szanse na przyjęcie euro w 2012 r., co zapowiadał kilka dni przed upadkiem Lehman Brothers premier Donald Tusk.
Jak pociesza Ryszard Petru, z konsekwencji upadku banku już wychodzimy: – To, z czym musimy sobie radzić teraz, to „zwykła” recesja.