Doniesienia z Islandii są coraz bardziej niepokojące. Ogromna chmura dymu po erupcji najbardziej aktywnego wulkanu w Islandii może rozprzestrzenić się na południe i objąć północną część Europy. Eksperci ciągle jeszcze uspokajają: taki kataklizm jak w ubiegłym roku nam nie grozi. - Wpływ na transport lotniczy będzie ograniczony - czytamy na stronach internetowych europejskiej agencji nadzorującej ruch lotniczy Eurocontrol.
Wybuch Grimsvotn spowodował zamknięcie przestrzeni powietrznej nad Islandią i zmusił linie lotnicze do zmiany tras przelotów z Europy do USA i Kanady. Urząd lotnictwa cywilnego zapowiedział, że szanse na ponowne otwarcie głównego międzynarodowego portu lotniczego Islandii - Keflavik już w poniedziałek są nikłe. W niedzielę nie odleciało z Rejkiawiku około 6000 pasażerów.
Nad całą wyspą unosi się obecnie gruba chmura popiołu i pary wodnej powstałej w wyniku topnienia lodowca. Dociera ona na wysokość 20 km i blokuje światło dzienne w miastach i wsiach, pokrywa budynki, samochody, drzewa.
Eksperci wyliczają, że chmura popiołu osiągnie północnej Szkocji już jutro. Jeśli nadal będzie się przemieszczała z taką samą intensywnością jak dotąd, pokryje zachodnią Francję i dotrze do Hiszpanii w czwartek 26 maja. Z drugiej strony jednak zaznaczają, że obecnie wiatry są korzystniejsze, niż to miało miejsce przed rokiem. a chmura cięższa, tak więc scenariusze mogą być różne.
Magnus Tumi Gudmundsson, profesor geofizyki University of Iceland jest zdania, że chmura może wywołać pewne zakłócenia, ale tylko na pewien czas i tylko na bardzo ograniczonym obszarze. - Widzimy pewne oznaki, że siła przesuwania się chmury traci na impecie - powiedział Gudmundsson. W jego ocenie obecny wybuch był jednym z największych od 1873 roku.