Zamknięcie bankowych okienek wymiany poradzili mu eksperci chińskiego banku centralnego, z którymi ostatnio Łukaszenko ręcznie sterujący gospodarką bardzo się zaprzyjaźnił. – Musimy kontrolować wydatkowanie walut dla ludności. I to zagraniczni specjaliści mnie o tym przekonali – mówił na konferencji prasowej.
Wcześniej media spekulowały, że Białoruś wzorem Chin może wprowadzić formalne ograniczenia na zakup waluty. – Chińczycy sugerują, by obywatele w ogóle nie mogli kupić waluty. Uważają, że jest im niepotrzebna – zdradził agencji Interfaks ekspert bankowy, uczestnik rozmów z Chińczykami.
W praktyce walutę na Białorusi i tak bardzo trudno kupić. Bank centralny zalecił państwowemu Biełarusbankowi, by obywatele, którzy potrzebują walut na tzw. zakupy socjalne, dostarczyli do banku odpowiednie dokumenty. A to trwa. Banki komercyjne sprzedają wprawdzie dolary, euro czy rosyjskie ruble Białorusinom czekającym w kolejkach, jednak tylko wtedy, gdy ktoś je bankowi odsprzeda.
Łukaszenko uważa, że to Białorusini skupujący waluty od początku roku, są winni obecnej sytuacji. – Jeżeli teraz ktoś chce kupić walutę, by się leczyć za granicą lub jedzie tam służbowo, to idzie do rosyjskiego Sbierbanku, pisze podanie i dostaje pieniądze – objaśniał prostotę zakupu waluty.
Analityk Władimir Tarasow uważa, że białoruski system bankowy już znalazł się na progu katastrofy. – Wskutek dewaluacji rubla o 65 proc. kapitał i aktywa białoruskiej bankowości znacząco straciły na wartości. Tylko w maju straty z tego tytułu wyniosły 11,5 mld dol. w aktywach i 2,2, mld dol. w kapitale.