Największy opór ministra finansów Rosji Antona Siłuanowa wzbudził fakt, że aż 97 proc. budżetu pięcioletniego programu wsparcia (658 mld rubli) ma być finansowane przez federację. Nie ma innego wyjścia, bo anektowane Krym i Symferopol własnych dochodów praktycznie nie mają.
Jak podkreśla gazeta „Kommiersant", miejscowi przedsiębiorcy nie śpieszą się z płaceniem podatków rosyjskiemu fiskusowi. 12 sierpnia wicepremier Rosji Dmitrij Kozak ma się spotkać w Symferopolu z władzami półwyspu, by rozmawiać o bardzo wolnym tempie przerejestrowywania się krymskich firm do rosyjskiego systemu podmiotów gospodarczych.
Przed aneksją czy – jak to Rosjanie nazywają – przyłączeniem na Krymie pracowało ponad 50 tys. firm i 100 tys. przedsiębiorców indywidualnych. Tymczasem do 1 sierpnia w podatkowym systemie Rosji zarejestrowało się mniej niż 4 tys. firm i 2 tys. indywidualnych przedsiębiorców z regionu. Reszta pozostaje przedsiębiorcami ukraińskimi, czyli ?w myśl rosyjskich przepisów – zagranicznymi.
Luksusy stop
Krymscy prorosyjscy biurokraci chcieli wpisać do programu swoje luksusowe zakupy. Moskwa powiedziała „nie" i w dokumencie znalazł się zapis zabraniający władzom Krymu i Symferopola (także samorządom i parlamentowi) kupowania drogich aut służbowych (powyżej 180 tys. rubli, czyli 15,5 tys. zł, dla wicepremierów, 900 tys. rubli – 77,4 tys. zł – dla premiera i szefa parlamentu), mebli i innego wyposażenia biurowego (limit dla gabinetu premiera to 27 tys. rubli, czyli ledwo 2334 zł), drogiej elektroniki itp. Ograniczenia mają jednak obowiązywać tylko do stycznia 2015 r. Krymska opozycja tatarska nazwała te działania populistycznymi – w październiku mają się tam wszak odbyć wybory.