Euro dla wydajnych

Nasza sytuacja w strefie euro będzie zależała od skali reform strukturalnych, które – miejmy nadzieję – zostaną podjęte – pisze wykładowca SGH, członek Rady Polityki Pieniężnej

Publikacja: 03.12.2007 05:56

Euro dla wydajnych

Foto: Rzeczpospolita

Red

Od pewnego czasu mamy w polskiej gospodarce pod pewnymi względami sytuację podobną do tej, jaką mielibyśmy po wejściu do strefy euro. Jest niska inflacja, względnie stabilny kurs złotego wobec euro oraz rosnąca łatwość dostępu firm krajowych do europejskiego rynku kapitałowego. Możemy więc spokojnie się zastanowić, co czeka nas po wejściu do strefy euro. A czekają nas tam najprawdopodobniej długoterminowe korzyści wynikające z jeszcze większego niż dotąd wzrostu skali obrotów naszego handlu zagranicznego i spadku premii za ryzyko na rynku finansowym. Istnieją jednak także czynniki ryzyka, które wiążą się z przyjęciem euro. Powstaje zatem pytanie, czy i jakie znaczenie mogą mieć dla Polski.

Główna obawa odnosząca się do kosztów uczestnictwa w unii walutowej znana jest w literaturze jako „krytyka Waltersa”, od nazwiska jednego z doradców Margaret Thatcher. Chodzi tu o możliwość procyklicznego oddziaływania polityki pieniężnej EBC na gospodarkę kraju członkowskiego. Dotychczasowe doświadczenia strefy euro mówią, że w pewnych okresach tak się zdarzało. Relatywnie niski poziom stóp procentowych EBC bywał jedną z przyczyn spekulacyjnego wzrostu cen na rynkach nieruchomości niektórych krajów. Najczęściej jednak chodziło nie tyle o poziom stóp EBC, ile o to, że w okresie bezpośrednio poprzedzającym wejście do strefy euro nastąpił silny spadek długoterminowych stóp procentowych w takich krajach, jak Portugalia, Hiszpania i Włochy, co wyzwoliło w ich gospodarkach silną ekspansję. Stało się tak dlatego, że w okresie poprzedzającym utworzenie strefy euro rynki finansowe słusznie oczekiwały, iż EBC będzie równie skuteczny jak Bundesbank. Zakładały więc, że inflacja i stopy procentowe będą w strefie euro niskie. Wywołało to ogólny spadek długoterminowych stóp procentowych we wszystkich krajach, które miały wejść do strefy.

Literatura akademicka pełna jest rozważań o tzw. szokach asymetrycznych, jakie mogą dotknąć gospodarki krajów członkowskich, a więc rozważań o tym, co się dzieje, gdy jakiś czynnik zewnętrzny pogarsza sytuację gospodarczą tylko w jednym z krajów członkowskich, a on nie może wykorzystać polityki pieniężnej, by ów szok zamortyzować. Zagrożenie to nie zmaterializowało się jednak w strefie euro w sposób widoczny. Może wyjątkiem są Włochy, których dotknął szok asymetryczny w postaci silnej konkurencji ze strony Azji. Postawiło to Włochy w dość trudnej sytuacji, ponieważ tradycyjne branże przemysłu mają w ich gospodarce większe znaczenie niż w innych krajach strefy euro. Mówiąc jednak o szokach asymetrycznych, nie można nie przypomnieć, co pisał o nich jeszcze w 1973 r. Robert Mundell, który jest twórcą teorii optymalnych obszarów walutowych. Analizując nieoczekiwanie dużą zmienność kursów walutowych po rozpadzie systemu kursów stałych z Bretton Woods, doszedł do wniosku, że w świecie płynnych kursów walutowych najbardziej prawdopodobnym szokiem zewnętrznym może się okazać trwałe i niekorzystne dla danej gospodarki odchylenie kursu walutowego od poziomu równowagi. Przed takim ryzykiem unia walutowa, a więc strefa euro, chroni kraje członkowskie.

Doświadczenia ośmiu lat funkcjonowania strefy euro pokazały także, że na kraje członkowskie czyhał przeciwnik, którego wcześniej się bano. Był nim brak dostatecznej elastyczności części gospodarek strefy euro wynikający głównie z niepodjęcia reform strukturalnych, które sprzyjałyby wzrostowi wydajności. Jeśli w jakimś kraju unii walutowej tempo wzrostu wydajności jest niskie, to nawet umiarkowany wzrost płac powoduje relatywny – w stosunku do innych krajów – wzrost jednostkowych kosztów pracy i stopniową utratę konkurencyjności eksportu. W takiej sytuacji unia walutowa staje się jednak swoistą pułapką.

Przy niskim poziomie wydajności i niedostatecznej elastyczności rynku pracy powodującej sztywność płac ceną za odzyskiwanie utraconej konkurencyjności może być trwający dość długo okres spowolnionego wzrostu gospodarczego. Jest tak dlatego, że w warunkach utrzymującej się w strefie euro niskiej inflacji proces relatywnego obniżania się tempa wzrostu płac potrzebny do odzyskania utraconej konkurencyjności może trwać latami, do czego wraca często w swych publikacjach Paul De Grauwe. Niemcy przeprowadzali przez wiele lat reformy strukturalne, by odzyskać konkurencyjność pogorszoną w wyniku kosztów rekonstrukcji gospodarki NRD. Miejmy nadzieję, że i Włochom udadzą się reformy strukturalne, które poprawią konkurencyjność ich gospodarki.

Powyższe konsekwencje niskiego tempa wzrostu wydajności pokazują, że wejście do strefy euro może poprawić perspektywy rozwoju kraju, któremu udaje się prowadzić politykę gospodarczą podtrzymującą wzrost wydajności, ale może skomplikować sytuację gospodarczą kraju, któremu się to średnio udaje.

W jakim stopniu czynniki ryzyka, o których mowa, zagrażają polskiej gospodarce? Można założyć, że są one mniejsze niż w wielu obecnych krajach strefy euro. Wynika to głównie z tego, że w Polsce długo jeszcze będzie trwał proces doganiania krajów wysoko rozwiniętych (proces realnej konwergencji, jak nazywają go ekonomiści). Sprawi on, że tempo wzrostu wydajności pracy będzie w Polsce prawdopodobnie dość długo wyższe niż w większości krajów obecnej strefy euro, chociażby dlatego, że szybciej będzie rosło techniczne uzbrojenie pracy przypadające na jednego zatrudnionego.

Naszą konkurencyjność będzie podtrzymywał proces unowocześniania struktury gałęziowej gospodarki oraz wiążąca się z nim poprawa jakości produkcji. Nie grozi nam również silny impuls inflacyjny w postaci szybkiego i znacznego obniżenia stóp procentowych, ponieważ w Polsce w dużej mierze zakończył się proces konwergencji nominalnej, a więc upodobniania się inflacji i stóp procentowych do występujących w strefie euro.

Czy po wejściu do strefy relatywnie wysokie tempo wzrostu wydajności – jeśli zdołamy je utrzymać – ochroni nas przed pogarszaniem się konkurencyjności w wyniku wzrostu jednostkowych kosztów pracy? Będzie to w jakiejś części zależało od skali ewentualnego procyklicznego oddziaływania polityki pieniężnej EBC na polską gospodarkę. Ex ante nie da się jednak tego ocenić. Pocieszeniem jest między innymi sytuacja Irlandii, która dzięki szybkiemu wzrostowi wydajności w jej gospodarce radziła sobie z procyklicznym w przypadku wpływem ustalanych przez EBC stóp procentowych.

Jedno jednak jest pewne. Nasza sytuacja w strefie euro będzie zależała od skali reform strukturalnych, które – miejmy nadzieję – zostaną podjęte, by sprzyjało to wzrostowi wydajności i zwiększaniu się zdolności dostosowawczych polskiej gospodarki. Potrzebne jest między innymi zwiększanie wydatków na oświatę i naukę, by inwestorzy zagraniczni wiedzieli, że warto inwestować w Polsce, ponieważ będą mogli zatrudnić tu dobrze wykształconych techników i inżynierów. Potrzebna jest także deregulacja wielu sektorów gospodarki, by sprzyjało to wzrostowi konkurencji na rynku krajowym.

Co można zrobić, by zwiększyć prawdopodobieństwo dokonania potrzebnych Polsce reform strukturalnych? Jedną z odpowiedzi na tak postawione pytanie można znaleźć w powstającej od niedawna literaturze na temat racjonalności tworzenia w różnych krajach nie tylko rad polityki pieniężnej, ale także rad polityki fiskalnej. Utworzenie niezależnego ciała kolegialnego, które z czasem wywierałoby rosnący wpływ na politykę fiskalną, przyniosłoby nie tylko oczywiste korzyści z wydłużenia horyzontu decyzyjnego tej polityki. Zwiększyłoby także możliwości wykorzystywania jej jako narzędzia antycyklicznej polityki stabilizacyjnej. Zmalałyby potencjalne koszty związane z utratą możliwości prowadzenia autonomicznej polityki pieniężnej po naszym wejściu do strefy euro.

Tekst wyraża własne poglądy autora, a nie instytucji, z którymi jest związany

Od pewnego czasu mamy w polskiej gospodarce pod pewnymi względami sytuację podobną do tej, jaką mielibyśmy po wejściu do strefy euro. Jest niska inflacja, względnie stabilny kurs złotego wobec euro oraz rosnąca łatwość dostępu firm krajowych do europejskiego rynku kapitałowego. Możemy więc spokojnie się zastanowić, co czeka nas po wejściu do strefy euro. A czekają nas tam najprawdopodobniej długoterminowe korzyści wynikające z jeszcze większego niż dotąd wzrostu skali obrotów naszego handlu zagranicznego i spadku premii za ryzyko na rynku finansowym. Istnieją jednak także czynniki ryzyka, które wiążą się z przyjęciem euro. Powstaje zatem pytanie, czy i jakie znaczenie mogą mieć dla Polski.

Pozostało 91% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu