Od pewnego czasu mamy w polskiej gospodarce pod pewnymi względami sytuację podobną do tej, jaką mielibyśmy po wejściu do strefy euro. Jest niska inflacja, względnie stabilny kurs złotego wobec euro oraz rosnąca łatwość dostępu firm krajowych do europejskiego rynku kapitałowego. Możemy więc spokojnie się zastanowić, co czeka nas po wejściu do strefy euro. A czekają nas tam najprawdopodobniej długoterminowe korzyści wynikające z jeszcze większego niż dotąd wzrostu skali obrotów naszego handlu zagranicznego i spadku premii za ryzyko na rynku finansowym. Istnieją jednak także czynniki ryzyka, które wiążą się z przyjęciem euro. Powstaje zatem pytanie, czy i jakie znaczenie mogą mieć dla Polski.
Główna obawa odnosząca się do kosztów uczestnictwa w unii walutowej znana jest w literaturze jako „krytyka Waltersa”, od nazwiska jednego z doradców Margaret Thatcher. Chodzi tu o możliwość procyklicznego oddziaływania polityki pieniężnej EBC na gospodarkę kraju członkowskiego. Dotychczasowe doświadczenia strefy euro mówią, że w pewnych okresach tak się zdarzało. Relatywnie niski poziom stóp procentowych EBC bywał jedną z przyczyn spekulacyjnego wzrostu cen na rynkach nieruchomości niektórych krajów. Najczęściej jednak chodziło nie tyle o poziom stóp EBC, ile o to, że w okresie bezpośrednio poprzedzającym wejście do strefy euro nastąpił silny spadek długoterminowych stóp procentowych w takich krajach, jak Portugalia, Hiszpania i Włochy, co wyzwoliło w ich gospodarkach silną ekspansję. Stało się tak dlatego, że w okresie poprzedzającym utworzenie strefy euro rynki finansowe słusznie oczekiwały, iż EBC będzie równie skuteczny jak Bundesbank. Zakładały więc, że inflacja i stopy procentowe będą w strefie euro niskie. Wywołało to ogólny spadek długoterminowych stóp procentowych we wszystkich krajach, które miały wejść do strefy.
Literatura akademicka pełna jest rozważań o tzw. szokach asymetrycznych, jakie mogą dotknąć gospodarki krajów członkowskich, a więc rozważań o tym, co się dzieje, gdy jakiś czynnik zewnętrzny pogarsza sytuację gospodarczą tylko w jednym z krajów członkowskich, a on nie może wykorzystać polityki pieniężnej, by ów szok zamortyzować. Zagrożenie to nie zmaterializowało się jednak w strefie euro w sposób widoczny. Może wyjątkiem są Włochy, których dotknął szok asymetryczny w postaci silnej konkurencji ze strony Azji. Postawiło to Włochy w dość trudnej sytuacji, ponieważ tradycyjne branże przemysłu mają w ich gospodarce większe znaczenie niż w innych krajach strefy euro. Mówiąc jednak o szokach asymetrycznych, nie można nie przypomnieć, co pisał o nich jeszcze w 1973 r. Robert Mundell, który jest twórcą teorii optymalnych obszarów walutowych. Analizując nieoczekiwanie dużą zmienność kursów walutowych po rozpadzie systemu kursów stałych z Bretton Woods, doszedł do wniosku, że w świecie płynnych kursów walutowych najbardziej prawdopodobnym szokiem zewnętrznym może się okazać trwałe i niekorzystne dla danej gospodarki odchylenie kursu walutowego od poziomu równowagi. Przed takim ryzykiem unia walutowa, a więc strefa euro, chroni kraje członkowskie.
Doświadczenia ośmiu lat funkcjonowania strefy euro pokazały także, że na kraje członkowskie czyhał przeciwnik, którego wcześniej się bano. Był nim brak dostatecznej elastyczności części gospodarek strefy euro wynikający głównie z niepodjęcia reform strukturalnych, które sprzyjałyby wzrostowi wydajności. Jeśli w jakimś kraju unii walutowej tempo wzrostu wydajności jest niskie, to nawet umiarkowany wzrost płac powoduje relatywny – w stosunku do innych krajów – wzrost jednostkowych kosztów pracy i stopniową utratę konkurencyjności eksportu. W takiej sytuacji unia walutowa staje się jednak swoistą pułapką.
Przy niskim poziomie wydajności i niedostatecznej elastyczności rynku pracy powodującej sztywność płac ceną za odzyskiwanie utraconej konkurencyjności może być trwający dość długo okres spowolnionego wzrostu gospodarczego. Jest tak dlatego, że w warunkach utrzymującej się w strefie euro niskiej inflacji proces relatywnego obniżania się tempa wzrostu płac potrzebny do odzyskania utraconej konkurencyjności może trwać latami, do czego wraca często w swych publikacjach Paul De Grauwe. Niemcy przeprowadzali przez wiele lat reformy strukturalne, by odzyskać konkurencyjność pogorszoną w wyniku kosztów rekonstrukcji gospodarki NRD. Miejmy nadzieję, że i Włochom udadzą się reformy strukturalne, które poprawią konkurencyjność ich gospodarki.