Jakie płace w Europie

Jedną z zalet wprowadzenia wspólnej waluty będzie porównywalność nie tylko cen, ale też poziomu wynagrodzeń – uważa ekonomista, były szef Rządowego Centrum Studiów Strategicznych

Publikacja: 10.12.2007 04:40

Red

Po akcesji do Unii Europejskiej kraje członkowskie próbują określić termin wprowadzenia na ich terytorium wspólnej waluty. Dotychczas tylko w Słowenii zastąpiła ona walutę krajową. Według agencji ratingowej Fitch najbliżej wejścia do strefy euro są Malta i Cypr (2008) oraz Słowacja (2009). Dla innych krajów terminy wykraczają poza obecną dekadę, a uzależnione są głównie od postępu we wdrażaniu reformy finansów publicznych i zwalczaniu inflacji. Opierając się na euro, gospodarka Polski i Estonii może funkcjonować najwcześniej od 2012 r., Bułgarii, Czech i Litwy od 2013 r., Węgier od 2014 r., a Rumunii dopiero od 2015 r.

Jedną z zalet wprowadzenia wspólnej waluty będzie porównywalność nie tylko cen, ale też wynagrodzeń. Warto więc już teraz zwrócić uwagę na zróżnicowania płacowe w krajach UE. Dane dotyczą co prawda 2005 r., ale ostatnie dwa lata nie zdołały zatrzeć różnic w zarobkach. W 2005 r. statystyczny Polak zatrudniony w przemyśle i usługach zarabiał średnio w miesiącu 656 euro brutto, czyli ok. 3,4-krotnie mniej niż obywatele innych krajów UE (prawie 2,3 tys. euro). Najwyższe wynagrodzenia oferowali pracodawcy w Luksemburgu i Danii (powyżej 3,8 tys. euro) oraz w Wielkiej Brytanii (3,2 tys. euro). Najniższe zaś w Bułgarii (172 euro), Rumunii (263 euro), na Łotwie (340 euro) i Litwie (397 euro).

Inny obraz rysuje się, jeśli uwzględnimy różnice w poziomie cen występujące w poszczególnych krajach. Mało kto zwraca uwagę, że siła nabywcza tysiąca euro w krajach „15” jest znacznie niższa niż jego złotowa równowartość w Polsce. W takim porównaniu wypadamy znacznie lepiej. W 2005 r. zatrudnieni w polskich firmach przemysłowych i usługowych zarabiali przeciętnie miesięcznie 1,1 tys. euro brutto wobec 2,6 tys. euro w UE 15 (2,4-krotnie mniej) i 2,5 tys. w UE 27 (1,9-krotnie mniej). Oczywiście różnice w porównaniu z najzamożniejszymi krajami pozostały duże, ale nie są już tak rażące jak w odniesieniu do płac nominalnych. Na pierwszym miejscu pozostają Luksemburg (3,5 tys. euro) i Wielka Brytania (3,1 tys. euro), ale na trzecią pozycję wysunęły się Niemcy (2,8 tys. euro). Wśród nowych krajów członkowskich nasze zarobki nie wyglądają źle. W „12” zajmujemy piąte miejsce (po Cyprze, Słowenii, Czechach i Malcie), wyprzedzając m.in. Węgry, Słowację, Litwę, Łotwę i Estonię, a więc kraje o wyższym poziomie rozwoju gospodarczego mierzonego wielkością PKB na mieszkańca.

Lata 2006 – 2007 to silna presja na wzrost płac w Polsce i w innych nowych krajach UE związana z otwarciem niektórych zachodnioeuropejskich rynków pracy i nasilającą się migracją zarobkową. Firmy konkurują między sobą o pracowników, a chcąc ich zatrzymać lub zwerbować, oferują coraz wyższe wynagrodzenia. Koronnym argumentem uzasadniającym podwyżki jest to, że w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemczech czy Belgii zarobki są wyższe niż w Polsce. To oczywiście prawda, ale mało kto zwraca uwagę, jaki jest poziom PKB i wydajności pracy w tych krajach. W Polsce w 2006 r. wartość PKB na mieszkańca według kursu walutowego nieznacznie przekraczała 7,1 tys. euro, a liczona parytetem siły nabywczej (uwzględniającym różnice cenowe) – 12,6 tys. euro. Tymczasem w krajach starej Unii, do których się porównujemy, jest ona wielokrotnie wyższa. Na przykład w Irlandii PKB przypadający na mieszkańca liczony siłą nabywczą osiągnął 34,1 tys. euro, w Belgii – 29,1 tys. euro, w Wielkiej Brytanii – 28,8 tys. euro, w Niemczech – 27,1 tys. euro, a w całej UE 27 przekroczył 23,6 tys. euro.

W tyle pozostajemy także pod względem wydajności pracy. W 2005 r. PKB wytworzony przez pracownika w ciągu godziny wynosił w Polsce 19,9 dol. wobec 50,6 dol. w Irlandii, 48,5 dol. w Niderlandach, 47,6 dol. w Niemczech, 43 dol. w Szwecji, 42,9 dol. w Wielkiej Brytanii. Natomiast wydajność pracy w naszym kraju jest zbliżona do notowanej na Słowacji, Cyprze i w Czechach, a przewyższa o 42 proc. wydajność pracownika na Łotwie, o 28 proc. na Litwie i o 19 proc. w Estonii, uzasadniając wyższy niż w tych krajach poziom zarobków.

W najbliższych latach wzrost płac w Polsce będzie skorelowany ze wzrostem PKB. Według założeń ustawy budżetowej wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw w 2008 r. wzrosną nominalnie o 6,5 proc., w 2009 r. o 7,3 proc., a w 2010 r. o 7,6 proc., przekraczając w końcu dekady 3,5 tys. zł, co w przeliczeniu na wspólną walutę stanowić będzie prawie 1000 euro, a uwzględniając siłę nabywczą złotego – około 1700 euro. W rezultacie zarobki naszych pracowników w ciągu najbliższych trzech lat mogą się zrównać z uposażeniem Portugalczyków, a w wypadku dalszej stagnacji wynagrodzeń Hiszpanów dystans płacowy między nimi a Polakami nie przekroczy 20 proc.

Znacznie zmniejszą się także różnice w stosunku do innych krajów starej Unii. Podejmując decyzję o długoterminowej emigracji zarobkowej, warto więc popatrzyć w przyszłość, tym bardziej że zachętą do pozostania na miejscu jest także niższy poziom fiskalizmu w Polsce. Już obecnie obciążenia podatkowe są u nas mniejsze niż w wielu krajach unijnych. Tak np. najwyższa ustawowa stawka podatku od dochodów osób fizycznych, wynosząca w naszym kraju 40 proc., w Szwecji sięga 56 proc., w Finlandii i Holandii 52 proc., w Austrii, Belgii i Słowenii 50 proc., we Francji 48 proc., w Hiszpanii i we Włoszech 45 proc. Atrakcyjność naszych zarobków poprawiają także ostatnie decyzje zmieniające ustawę o ubezpieczeniach społecznych, czego efektem jest radykalne obniżenie składki rentowej opłacanej przez pracodawców i pracowników. Pamiętać również należy, że od 2009 r. rozliczać się będziemy z fiskusem, płacąc podatek od osób fizycznych w maksymalnej wysokości 32 proc. dochodów, a pierwsza stawka podatkowa (według niej rozlicza się około 95 proc. podatników) wyniesie tylko 18 proc.

Po akcesji do Unii Europejskiej kraje członkowskie próbują określić termin wprowadzenia na ich terytorium wspólnej waluty. Dotychczas tylko w Słowenii zastąpiła ona walutę krajową. Według agencji ratingowej Fitch najbliżej wejścia do strefy euro są Malta i Cypr (2008) oraz Słowacja (2009). Dla innych krajów terminy wykraczają poza obecną dekadę, a uzależnione są głównie od postępu we wdrażaniu reformy finansów publicznych i zwalczaniu inflacji. Opierając się na euro, gospodarka Polski i Estonii może funkcjonować najwcześniej od 2012 r., Bułgarii, Czech i Litwy od 2013 r., Węgier od 2014 r., a Rumunii dopiero od 2015 r.

Pozostało 89% artykułu
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Świat więcej ryzykuje i zadłuża się. Rosną koszty obsługi długu