PO zgłosiła w piątek projekt ustawy o dobrowolnych dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych. Nie ma w nim wyliczeń, ilu Polaków i jakie mogliby płacić dodatkowe składki na zdrowie. Nie ma też wyliczeń w jaki sposób pomogłoby to systemowi ochrony zdrowia. Tymczasem ich koszty mogą sięgnąć nawet ok. miliarda złotych — wyliczyła „Rzeczpospolita”.
Skąd te szacunki? Z badania „Diagnoza społeczna 2007” wynika, że niespełna 15 procent płacących obowiązkowe składki mogłoby przeznaczyć na dobrowolne ubezpieczenia do 100 złotych. I to oni i ich pieniądze są łakomym kąskiem dla polityków. Liczą oni, że dzięki dobrowolnym ubezpieczeniom w wysokości ok. 400 – 500 zł rocznie, jakie zapłaci około 1,5 – 2 mln osób (za siebie i za swoje rodziny) do systemu trafi od pół do miliarda złotych co roku. Ale zyski dla ochrony zdrowia będą wyższe od 0,8 do 1,7 mld zł rocznie. Stanie się tak między innymi dlatego, że nie zostaną wydane publiczne pieniądze (pochodzące ze składek) na usługi medyczne, za które zapłacą firmy ubezpieczeniowe w ramach ubezpieczenia dobrowolnego.
Ekonomiści przypominają, iż już teraz Polacy wydają od 15 do 20 miliardów złotych z prywatnej kieszeni oprócz składek na powszechne ubezpieczenie zdrowotne. Najwięcej kosztują leki (ok. 11 – 12 mld zł), ale też prywatne wizyty lekarskie (ok. 4 – 5 mld zł). Już prawie połowa rodzin – 45 proc. wydaje dodatkowe pieniądze, oprócz obowiązkowego ubezpieczenia – jeśli musi się leczyć. Co dwudziesta rodzina korzysta z abonamentów wykupionych przez pracodawcę.
Gdyby w Polsce wprowadzono rozwiązania podobne do tych, jakie są w Czechach i na Słowacji (czyli niskie dopłaty do niektórych świadczeń), to w ochronie zdrowia mogłoby pojawić się około 1 mld zł. Tyle zyskałyby szpitale i przychodnie, gdybyśmy płacili 5 zł za wizytę u specjalisty i 10 zł za pierwsze dni pobytu w szpitalu. W Polsce udzielanych jest ponad 96 mln porad przez lekarzy specjalistów, a w szpitalach pacjenci spędzają ok. 45 mln tak zwanych „osobodni”.
Część ekonomistów przestrzega, że najpierw należy uporządkować system ochrony zdrowia, a dopiero potem zastanawiać się nad różnymi formami dobrowolnego współfinansowania. – Nie powinno się podejmować decyzji o wprowadzaniu dobrowolnych ubezpieczeń czy innych form dopłaty od pacjentów ze względów politycznych. Tu trzeba działać racjonalnie i powoli – przestrzega prof. Stanisława Golimowska z UJ.