24 października 1929 r., w Nowym Jorku rozpoczął się największy kryzys okresu międzywojennego. W piątek sesje, także zaczęły się od spadków, które pogłębiały się. Na koniec dnia londyński FTSE stracił 5 proc, choć w trakcie sesji spadki sięgały 8 procent. Przyczyną były rosnące obawy o stan światowej gospodarki. Potwierdziły je opublikowane w piątek dane makroekonomiczne – gospodarka Wielkiej Brytanii w trzecim kwartale znalazła się na skraju recesji, po raz pierwszy od 1991 roku. Urząd statystyczny podał, że PKB w trzecim kwartale spadł o 0,5 proc. w porównaniu do drugiego kwartału, a ekonomiści spodziewali się spadku o 0,2 proc. To wywołało panikę na giełdzie w Londynie. W strefie euro sytuację pogorszyły najgorsze od 1999 roku wyniki badań wśród przedsiębiorców. Indeksy traciły po 8 – 9 proc.– Mamy do czynienia z ogólnoświatowym strachem przed recesją. Pytanie nie brzmi już, które firmy i banki upadną, inwestorzy zastanawiają się, które kraje mogą zbankrutować – mówi Michael Binger, zarządzający aktywami w amerykańskim funduszu inwestycyjnym Thrivent.
W Londynie spadkom przewodziły banki – HSBC, Santander i UBS. Traciły też firmy paliwowe z powodu sytuacji na rynku ropy, gdzie cena baryłki tego surowca zbliżyła się do 60 dolarów. Inwestorzy z przerażeniem czekali na początek notowań za oceanem. W Nowym Jorku było tak nerwowo, że władze giełdy zawiesiły notowania kontraktów na Dow Jones. Trwający kryzys przeraził nawet Alana Greenspana, byłego prezesa amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Uważany przez lata za najlepszego ekonomistę, podczas burzliwego przesłuchania w amerykańskim kongresie przyznał, że pomylił się w ocenie sytuacji. - Ten kryzys okazał się znacznie głębszy niż cokolwiek, co byłem sobie w stanie wyobrazić - mówił. - To mój błąd. Amerykańska gielda zakończyła sesję na sporym minusie. Na zamknieciu sesji Dow Jones stracił ok. 3,6 proc., mimo że lepsze od oczekiwań okazały się np. dane o sprzedaży domów na rynku wtórnym. Niemiecki DAX Xetra spadł o 4,96 proc., a francuski CAC40 3,54 proc. Fatalnie wyglądały sesje na giełdzie moskiewskiej, gdzie indeksy traciły trzeci dzień z rzędu. Tamtejszy nadzór zawiesił notowania do wtorku..
Na tle Europy przyzwoicie wyglądała sytuacja na parkiecie w Warszawie. WIG20 stracił „zaledwie“ ok. 4 proc. i osiągnął poziom 1555 pkt. Był to poziom najniższy od ponad 3 lat. – To prawdziwy krach, tak złego miesiąca nie było w historii warszawskiej giełdy nigdy wcześniej – mówi Sebastian Buczek, szef Quercus TFI.
Jeszcze miesiąc temu indeks największych spółek znajdował się prawie 1000 punktów wyżej. Co gorsza, analitycy rozkładają bezradnie ręce pytani, kiedy ta sytuacja się skończy. – W tej chwili ciężko jest cokolwiek prognozować, rynek jest zupełnie zdezorientowany – mówi Grzegorz Skowroński, makler Unicredit.
Dodatkowo analitycy wskazują, że akcje wyprzedają nie tylko zagraniczni inwestorzy, ale prawdopodobny jest wzrost umorzeń w funduszach inwestycyjnych. – Widać większą nerwowość w ruchach klientów niż w poprzednich tygodniach – mówi Cezary Burzyński, prezes PKO TFI, trzeciego co do wielkości towarzystwa w Polsce. Wśród największych spółek najmocniej traciły czeski CEZ oraz banki i deweloperzy. Pekao i PKO BP straciły na zamknięciu ponad 5,5 proc., GTC i Polnord – odpowiednio 8 i 6 proc.