– W mojej opinii minister finansów ma w tej chwili trzy scenariusze do wykorzystania – mówi Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – Najmniej korzystne byłoby tak ze względów politycznych, jak i ekonomicznych, zwiększenie deficytu o 5 – 7 mld zł i udawanie, że wszelkie szacunki ekonomistów są błędne. Wtedy jednak jest ogromne prawdopodobieństwo, że pod koniec roku trzeba będzie jeszcze raz nowelizować budżet. Drugim wyjściem jest wprowadzenie w życie oszczędności rzędu 19 mld zł i o kolejne 18 mld zł zwiększenie deficytu – dodaje. Wówczas jest szansa zamknięcia tego roku bez zwiększania potrzeb pożyczkowych, o ile te dodatkowe 18 mld zł deficytu zostaną sfinansowane dzięki przyspieszonej prywatyzacji. Wreszcie trzecie rozwiązanie to zwiększenie podatków pośrednich, zwłaszcza akcyzy i składek na ZUS. Jankowiak uważa, że to, który ze scenariuszy zostanie zrealizowany, jest decyzją wyłącznie polityczną.
[wyimek]6,6 proc. tyle według Komisji Europejskiej ma wynieść deficyt sektora finansów publicznych w 2009 r.[/wyimek]
Prof. Jerzy Osiatyński (były minister finansów) jest przekonany, że rząd ma przygotowanych kilka możliwych rozwiązań i w ciągu najbliższych tygodni do oficjalnego ogłoszenia nowelizacji 7 lipca toczył będzie polityczną batalię, z którego rozwiązania skorzystać. – Wybór nie będzie łatwy, bo przecież trzeba pamiętać, że tnąc wydatki rządowe, uderza się w przedsiębiorców, którzy mniej sprzedadzą, a w konsekwencji odprowadzą mniejszy podatek VAT, CIT czy PIT – wyjaśnia ekonomista.
[srodtytul]Twarde fakty[/srodtytul]
Z kolei prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC, apeluje do resortu finansów o realizm w ocenie sytuacji. – Abstrahując od wyników PKB za pierwszy kwartał, analizując dochody podatkowe za pierwsze miesiące roku, mamy już twarde fakty – mówi ekonomista. Do kwietnia tego roku dochody podatkowe i niepodatkowe wyniosły 81,3 mld zł, podczas gdy w tym samym okresie poprzedniego roku 83,5 mld zł. Mamy więc 2,6-proc. spadek dochodów zamiast założonych 12,8 proc. wzrostu. Nie lepiej było też w maju, ze wstępnych szacunkowych danych wynika, że dochody w tym miesiącu sięgnęły 16 mld zł, a rok wcześniej 17,7 mld zł. – Jeśli ten spadkowy trend będzie kontynuowany, luka w dochodach krajowych bez uwzględniania środków unijnych może sięgnąć 35 – 40 mld zł – wylicza prof. Gomułka.
Ekonomista zwraca też uwagę na niebezpieczeństwo wystąpienia niedoborów w dochodach funduszy i samorządów. Nawet jeśli rząd ich nie przyzna i zmusi jednostki do zadłużania się na rynku, to i tak spowoduje to wzrost deficytu sektora finansów publicznych. – KE szacuje jego wzrost z 3,9 proc. PKB w 2008 r. do 6,6 proc. PKB w tym roku, dla mnie to realistyczne założenie, nie wierzę, że uda się rok zamknąć z deficytem na poziomie 4,6 proc., jak chciałby rząd – mówi były wiceminister finansów.