– W przeszłości było tak, że kraje, które wchodziły do strefy euro, odczuwały wzrost niektórych kategorii cen. To było odczuwalne we wzroście ogólnego wskaźnika inflacji – mówi Przemysław Woźniak, ekonomista fundacji CASE, autor opracowania nt. inflacji, które było częścią raportu NBP dotyczącego kosztów i korzyści z przyjęcia wspólnej waluty.
– Ale z każdym kolejnym rozszerzeniem strefy euro ten wpływ się zmniejszał. Ostatnie kraje, które wprowadzały wspólną walutę, od 2007 do 2009 r., już tego negatywnego wpływu nie zauważały – dodaje specjalista.
Z czasem jednak nauczono się ograniczania negatywnych efektów cenowych. Na Słowacji, która jak dotąd przyjęła euro jako ostatnia, istniał np. system monitorowania cen. Według Przemysława Woźniaka, pomocne w ograniczaniu wzrostu cen w momencie wejścia do euro jest przyzwyczajanie konsumentów do wyrażania cen w nowej walucie. – Im dłużej ceny są podawane w walucie narodowej i w euro, tym większa szansa, że po wprowadzeniu nowej waluty ceny nie będą podnoszone – uważa ekonomista.
[wyimek]2 procent lub nawet poniżej wynosi cel inflacyjny Europejskiego Banku Centralnego[/wyimek]
Długoterminowo euro może sprzyjać ograniczeniu inflacji w Polsce. – Taki efekt był widoczny po 1999 r., czyli po powstaniu strefy euro, w krajach Europy Południowej, jak Hiszpania, Portugalia czy Włochy. To byli wówczas najbiedniejsi członkowie strefy euro – wskazuje ekonomista. – Te kraje blisko dziesięć lat temu weszły do ogromnej strefy dobrobytu, przepływów towarowych, w których nie grają roli wahania kursów walut. Otworzyły się na wymianę towarową w ramach Unii i z punktu widzenia stabilności cen to im bardzo pomogło.