Istniało nawet ryzyko, że do niedawna najbardziej wpływowa grupa na świecie nie przetrwa do końca spotkania w Stambule w tym samym składzie. Mówiono, że G7 zmieni się w G4 i odpadną z niej Brytyjczycy, Włosi i Kanadyjczycy, a zastąpią ich Unia Europejska, Japonia, Chiny i USA.
[srodtytul] Trzech zamiast ośmiu[/srodtytul]
Dyrektor generalny Międzynarodowego Funduszu Walutowego Dominique Strauss-Kahn jest zdania, że dzisiaj najważniejsze decyzje dotyczące gospodarki powinny być podejmowane przez G20, a w każdym razie przez grupę krajów, gdzie silny głos będzie należał do Chin, Indii oraz Brazylii. – To one uratowały światową gospodarkę przed zawałem serca – powiedział „Rz“. A to kraje G20 wypracowują 85 proc. światowego PKB. Najczęściej w Stambule powtarzana jest opinia, że G20 zastąpi G7 nie później niż w 2011 r. Ostatecznie na konferencję prasową przyszli podkreślając jednomyślność najbogatszych przedstawiciele Kanady, Włoch i Wielkiej Brytanii, którzy usiedli na tle plakatu z logiem G8, czyli najbogatszej siódemki, do której pod naciskiem Władimira Putina dołączyła również Rosja, bogata wówczas dzięki bardzo wysokim cenom surowców.
Aleksieja Kudrina, bardzo tutaj chwalonego za to, jak zarządza rosyjską gospodarką w czasie kryzysu nie było. Całe zaś spotkanie zostało szybko określone, jako „party nad Bosforem”, chociaż minister finansów Francji, Christine Lagarde przekonywała, że spotkania w tym gronie są jak najbardziej uzasadnione. Jak echo, tyle, że ze znacznie gorszym angielskim akcentem, powtarzał to po niej minister finansów Japonii, Hirohisa Fuji. Najbogatsi musza się chyba przyzwyczaić do tego, że ich zdanie w światowych finansach będzie liczyło się coraz mniej.
[srodtytul]Chodziło o juana[/srodtytul]