Dziesięciu ekonomistów ankietowanych przez „Rz” zakłada, że w normalnych warunkach nasza gospodarka będzie rosła w tempie ponad 4 proc. Ale jeśli nadejdzie kolejna fala kryzysu, może nas w najgorszym scenariuszu dotknąć nawet recesja. Ten najbardziej negatywny układ przypadków dla nas sprowadza się właściwie do rozpadu strefy euro. Na razie ten wariant jest wyjątkowo odległy.
W podstawowym scenariuszu nic takiego jednak nie powinno się więc wydarzyć. Dotychczasowe dane wskazują, że sytuacja na rynku pracy stopniowo się poprawia, konsumpcja rośnie, inwestycje publiczne będą kontynuowane, a inwestycje prywatne powinny wreszcie się odrodzić.
– Dodatkowo sytuację poprawi fakt otwarcia dla nas w maju przyszłego roku niemieckiego rynku pracy – mówi Marcin Mrowiec, ekonomista Pekao SA. – Będzie to dodatkowy czynnik wspierający konsumpcję w kraju, bo zwiększy pieniądze transferowane z zagranicy do Polski. Zdaniem ekonomisty może to też zmusić polskich pracodawców do podwyżek płac szczególnie w zachodniej części Polski, aby utrzymać pracowników.
Ernest Pytlarczyk z BRE Banku uważa, że dodatkowym pozytywnym impulsem dla gospodarki będzie stopniowe umocnienie złotego i zatrzymanie problemów związanych z obsługą zadłużenia w strefie euro na Portugalii.
[srodtytul]Zawirowania w Hiszpanii możliwe[/srodtytul]