Rozpad strefy euro groźny dla wszystkich

Jeśli strefa euro się rozpadnie, to stracą wszyscy. Mimo to są zwolennicy marki, drachmy i lira

Aktualizacja: 13.08.2012 01:11 Publikacja: 13.08.2012 00:51

Euro przetrwa czy zastąpi je marka, drachma i lir? To pytanie zadają i politycy, i eksperci

Euro przetrwa czy zastąpi je marka, drachma i lir? To pytanie zadają i politycy, i eksperci

Foto: Forum

Nie brak sceptyków twierdzących, że strefa euro się rozpadnie. Są już nawet gotowe scenariusze, jak miałoby to wyglądać. We wszystkich demontaż wspólnej waluty, a niewykluczone, że także UE, miałby rozpocząć się od przyjęcia przez Grecję drachmy.

Pierwsza Grecja

Ale i tak, jak udowadnia „The Economist", strefa euro bez Grecji nie powróci do zdrowia.

Jako pierwsi to właśnie Grecy mieliby doświadczyć powrotu do waluty narodowej. Nikt nie wie dokładnie, jakie byłyby tego skutki społeczne, polityczne i gospodarcze. Zdaniem Theodore'a Maridisa, ekonomisty z ateńskiego uniwersytetu Panteion, grecka gospodarka mogłaby się stać konkurencyjna przy dewaluacji drachmy sięgającej 50 proc.

Pokuśmy się o symulację na przykładzie benzyny, jak miałoby to wyglądać dla zwykłego obywatela zarabiającego tysiąc euro miesięcznie przy ok. 60 proc. dewaluacji. W maju tego roku siła nabywcza jego zarobków wynosiłaby ok. 588 litrów benzyny. Po wprowadzeniu drachmy otrzymywałby 34 750 drachm (powrót do kursu wymiany w dniu wprowadzenia euro), za co mógłby kupić 367 litrów. W podobnych proporcjach zmaleć musiałaby siła nabywcza w stosunku do innych artykułów żywnościowych rodzimego pochodzenia w mniejszym stopniu niż artykułów importowanych. W dodatku nie brak ocen, że cena jednego euro wynieść mogłaby 550–600 drachm, ale są też przewidywania mówiące o tysiącu drachm za euro.

Skutki dla całej gospodarki byłyby katastrofalne. Firmy nie byłyby w stanie pokryć kosztów importu i wiele z nich zmuszonych byłoby ogłosić bankructwo. Bezrobocie sięgające obecnie 23 proc. mogłoby się nawet podwoić, pociągając za sobą spadek siły nabywczej ludności. Galopująca inflacja stałaby się faktem dokonanym. – W takich warunkach rząd Antonisa Samarasa musiałby upaść w następstwie masowych protestów społecznych i w wyniku nowych wyborów władzę objąłby Aleksis Cipras, szef radykalnie lewicowego ugrupowania Syriza – przekonuje „Rz" Gerasimos Soldatos, politolog z Uniwersytetu Macedońskiego w Salonikach. Gniew obywateli byłby tym większy, że w obawie przed panicznymi reakcjami klientów banków konieczne byłoby wprowadzenie ograniczeń w wycofywaniu pieniędzy z banków.

Taniej, ale nie lepiej

Teoretycznie Grecja mogłaby się stać bardziej atrakcyjna turystycznie i bardziej konkurencyjna w stosunku na przykład do Turcji, ale niskie ceny nie oznaczają jeszcze, że turyści będą zadowoleni. Bo Grecja stałaby się krajem niespokojnym. Już dzisiaj, kiedy wszystkie te zjawiska występują w ograniczonym wymiarze, Niemcy wolą nie ryzykować i liczba niemieckich turystów spadła tego lata w Grecji o niemal jedną piątą. – Wprowadzenie drachmy cofnęłoby nas o całe lata – ostrzega Yonnis Stourmaras, ekonomista, który doradzał kilku ostatnim rządom w Atenach. Jednym słowem Grecji bez euro grozi zapaść jeszcze głębsza niż do tej pory. – Pod jednym wszakże warunkiem, że przejściu na drachmę nie towarzyszyłaby miliardowa pomoc ze strony instytucji unijnych – przekonuje prof. Soldatos.

„The Economist" szacuje koszty takiego rozwiązania na 323 mld euro. Suma ta obejmuje zarówno spisanie na straty większości greckiego zadłużenia przez wierzycieli, jak i pożegnanie się definitywnie z miliardami przekazywanymi Atenom w ramach dwu pakietów ratunkowych. 118 mld z tej sumy przypaść miałoby na Niemcy. Tygodnik namawia więc kanclerz Angelę Merkel nie tylko do realizacji takiej opcji, lecz także do bardziej odważnego cięcia. Miałby to być plan zakładający opuszczenie strefy euro przez kilka innych państw zagrożonych (Portugalia, Irlandia, Hiszpania i Cypr). Kosztowałby dalsze 832 mld euro. Na Niemcy przypadłoby 378 mld. –Niemcy na to stać – konkluduje „The Economist".

Niebezpieczna marka

W Niemczech takie propozycje brzmią jak fantastyka. – Nie ma mowy o wyjściu Grecji ze strefy euro – przekonuje „Rz" Christian Dreger, ekspert Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarczych (DIW). Dla Berlina podstawowym problemem byłby rozpad strefy euro. Oznaczałoby to powrót do marki. A to byłoby równoznaczne z gospodarczą katastrofą. Nie ulega wątpliwości, że marka stałaby się z dnia na dzień najsilniejszą walutą nie tylko w Europie i – co za tym idzie – eksport dający Niemcom 50 proc. PKB uległby załamaniu. Przy tym 42 proc. niemieckiego eksportu (550 mld euro) trafia do państw UE, gdzie drogie niemieckie samochody czy dobra inwestycyjne straciłyby natychmiast na atrakcyjności. – Recesja trwałaby przez całe lata – zapewnia Dreger. Obywatele RFN straciliby nie tylko pracę i stałe dochody. Załamaniu ulec musiałby cały system ubezpieczeń. Niemieckie media dodają do tej litanii strat także nieodwracalne szkody polityczne.

Mniejszość za euro

We Włoszech poważna dyskusja o ewentualnym wystąpieniu ze strefy euro i powrocie do lirów toczy się od kilku miesięcy. Zwolennikom tak drastycznego rozwiązania najpierw przypinano łatkę populistów i szaleńców. Jednak z biegiem czasu ich racje przebiły się do świadomości społecznej.

Wiodące włoskie media („Corriere della Sera", „La Repubblica"), ekspercki rząd prof. Mario Montiego i wspierające go największe partie polityczne (lewicowa Partia Demokratyczna i Lud Wolności Silvio Berlusconiego) powtarzają, że Italia musi zostać w strefie euro, bo to jedyny sposób na wyjście z kryzysu i uniknięcie katastrofy. Mimo to dziś według poważnych sondaży tego zdania jest tylko połowa Włochów (47–52 proc.).

Tęskniący za lirami to po pierwsze ci, którzy uważają, że w ten sposób Italia odzyska kontrolę nad wartością swojej waluty i będzie mogła lirę zależnie od potrzeb zdewaluować, jak to często bywało w przeszłości. Ich zdaniem dewaluacja liry to jedyna realna szansa na pobudzenie eksportu (włoskie towary będą automatycznie tańsze), a więc całej gospodarki. Padają też argumenty o odzyskaniu w ten sposób przez Włochy, w tej chwili w dużym stopniu zależne od potężnych partnerów w strefie euro Niemiec i Francji, pełnej suwerenności.

Stracą wszyscy

Zwolennicy euro przekonują, że powrót lirów spowodowałby w pierwszym roku spadek PKB od 25 do 50 proc. Przewidują, że wartość takiego lira błyskawicznie spadłaby na rynkach finansowych o 50 proc. Ostrzegają, że zarówno inwestorzy, jak i drobni włoscy ciułacze staraliby się natychmiast wycofać swoje środki, schować w bieliźniarce, na koncie w Niemczech albo wymienić na inną walutę. Argumentują, że po dewaluacji lira automatycznie wzrosłyby koszta sprowadzanych ropy i gazu, a więc paliwa i energii. Przekonują, że z tych wszystkich powodów powrót lira pociągnąłby za sobą bardzo wysoką inflację i drożyznę.

Padł nawet argument (w artykule redakcyjnym „Corriere della Sera" autorstwa Angelo Panebianco), że Italii niezwiązanej lub bardzo luźno związanej z Unią grozi rozpad na dwa państwa: bogatą północ i biedne południe, a także upadek demokracji.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora, p.jendroszczyk@rp.pl

Piotr Kowalczuk z Rzymu

Finanse
Polacy ciągle bardzo chętnie korzystają z gotówki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli