W 2008 roku z trudem uzyskano kompromis w sprawie pakietu klimatycznego. 20-procentowy cel redukcji CO2 do roku 2020 był piekielnie trudny do zaakceptowania dla wielu branż i wielu krajów. Wyłączenia spod tego systemu w postaci darmowych pozwoleń dla energetyki w krajach Europy Środkowej, w tym Polski, były filarem tego kompromisu. Koszty adaptacji do tego systemu i tak pozostają ogromne nie tylko dla energetyki, ale także dla wszystkich branż energochłonnych wciąż w Polsce obecnych – papiernictwa, hut szkła, stali, cementowni czy chemii.
Mimo tak ciężkiego kompromisu, który uderzył nieproporcjonalnie mocno w przemysł Europy Środkowej, Unia Europejska od tego czasu nie ustaje w wysiłkach, by kompromis ten podważyć wszelkimi możliwymi środkami – naciskiem politycznym i pozbawioną demokratycznej kontroli regulacją.
Pierwsze zaostrzenie reguł gry
W 2011 roku Komisja Europejska przyjęła zasady liczenia dopuszczalnej emisyjności przemysłu, odnosząc się do emisji związanych ze spalaniem gazu oraz 10 proc. najlepszych technologii w danej branży. Cóż z tego, że nowe inwestycje w Polsce często spełniały ten drugi warunek (np. International Paper w Kwidzynie), skoro cała energia elektryczna w Polsce pochodzi z węgla? Koszty tzw. benchmarkingu gazowego kolejny raz spadły nieproporcjonalnie mocno na przemysł w Europie Środkowej.
Jednostronną polityką klimatyczną Unia Europejska utrudnia wszystkim państwom członkowskim wychodzenie z kryzysu
Polityka klimatyczna UE tym samym została zaostrzona wobec naszego regionu bez pytania nas o zdanie. Akty delegowane, za pomocą których wprowadzono zmianę, nie są bowiem poddawane procedurze legislacyjnej, w której biorą udział państwa członkowskie, na normalnych zasadach. Parlamenty narodowe nie są pytane o zdanie, a rola Parlamentu Europejskiego jest sprowadzona do prostego pytania o przyjęcie bądź odrzucenie całości – take it or leave it.