Po blisko trzech latach negocjacji Unia Europejska uzgodniła wczoraj reformę wspólnej polityki rolnej. Obok polityki spójności to drugi kluczowy pod względem wartości unijny obszar wydatków. Rocznie idzie na nią blisko 40 procent ze wspólnego budżetu.
Państwa oddały w zamian suwerenność w zarządzaniu rolnictwem, dlatego tak ważne są zasady ustalone na poziomie unijnym. To one determinują wielkość dopłat bezpośrednich dla rolników, instrumenty wsparcia, interwencje rynkowe, zasady kształtowania struktury gospodarstw rolnych i wiele innych.
Nowy zestaw reguł będzie obowiązywał od 2014 roku (z wyjątkiem tych punktów, dla których wynegocjowano okresy przejściowe). Dla polskich rolników zmieni się niewiele, choć początkowo rząd wyrażał spore obawy związane z reformą.
– Wyniki negocjacji należy podsumować jako pozytywne, gdyż co do zasady nie wprowadzają rewolucyjnych zmian ani tym bardziej dodatkowych obciążeń dla rolników, a raczej starają się uprościć funkcjonowanie WPR – komentował Wojciech Olejniczak, eurodeputowany SLD. W toku negocjacji osłabiono wymogi ekologiczne, których tak bardzo bali się polscy rolnicy. Do tego stopnia, że organizacje ekologiczne uznały całą reformę za kompletne fiasko.
Zmiany neutralne dla Polski
Dla polskich rolników reforma jest w zasadzie neutralna. Kosztowne wymogi ekologiczne będą obciążać bardziej większe gospodarstwa rolne. I tak np. wymóg zazielenienia będzie dotyczył tylko gospodarstw większych niż 15 hektarów. Oznacza on konieczność utrzymywania przynajmniej dwóch upraw, a dla gospodarstw powyżej 30 hektarów – przynajmniej trzech. Jednocześnie zostaje wprowadzony wymóg trzymania odłogiem początkowo 5 proc., a docelowo 7 proc. gospodarstwa.