Michael Andrew: globalny kryzys finansowy już się skończył

Polska musi stać się zdecydowanie bardziej przedsiębiorcza i innowacyjna. W przeciwnym wypadku będzie jedynie źródłem taniej siły roboczej – mówi Michael Andrew szef KPMG International w rozmowie z Anną Koper i Andrzejem Krakowiakiem.

Publikacja: 24.07.2013 00:19

Michael Andrew: globalny kryzys finansowy już się skończył

Foto: Fotorzepa, Danuta Matloch Danuta Matloch

Czy wciąż możemy mówić o globalnym kryzysie finansowym? A jeśli tak, to jak długo on jeszcze potrwa?

Nie sądzę, żebyśmy nadal mieli do czynienia z globalnym kryzysem finansowym. Miał on miejsce wówczas, gdy borykaliśmy się z problemami światowego systemu bankowego i finansowego. Można oczywiście wskazać kraje znajdujące się w trudnej sytuacji, która zmusza je do przeprowadzenia reform. Nazwałbym to jednak raczej normalną fazą cyklu, a nie kryzysem. Banki europejskie zostały dokapitalizowane. Poprawione zostały regulacje i nadzór nad systemem. Główne ryzyka, jakie mógłbym obecnie wskazać, wynikają przede wszystkim z czynników politycznych i gospodarczych, niezwiązanych bezpośrednio z systemem finansowym. Dlatego nie można już raczej mówić o kryzysie finansowym.

Mówi pan, że wprowadzone zostały regulacje, które mają pomóc w uniknięciu podobnego kryzysu w przyszłości. Dużą wagę przykłada się jednak również do wydatków rządowych, których celem jest stymulacja osłabionych gospodarek. Czy w pana ocenie jest to dobra polityka?

Uważam, że należałoby mówić o kombinacji czynników, na które należy zwracać szczególną uwagę. Bardzo ważne są oczywiście regulacje i nadzór nad systemem bankowym. Ważne jest też jednak reformowanie gospodarek i tu wskazałbym na pakiety stymulacyjne ze strony rządów. Nie można jednak zapominać również o zagranicznych inwestycjach bezpośrednich, prywatnych inwestycjach w infrastrukturę, czy zaangażowaniu szeregu podmiotów w analizę pojawiających się zagrożeń. Mam tu na myśli szczególnie agencje ratingowe, banki centralne, czy firmy audytorskie. Wszyscy mamy bowiem do odegrania rolę w przewidzeniu i zatrzymaniu kolejnego globalnego kryzysu finansowego.

Wsparcie rządowe ważne jest chociażby w USA, gdzie Rezerwa Federalna realizuje program skupu aktywów. Jak zareagują rynki, gdy zostanie on zakończony?

Przede wszystkim musimy być świadomi tego, że wsparcie ze strony państwa musi się kiedyś skończyć. Państwo musi zostać zastąpione przez sektor prywatny, który powinien zacząć generować więcej inwestycji bezpośrednich w branże produkcyjne. W USA obserwujemy sektory, których rozwój może pełnić funkcję stymulacyjną dla całej gospodarki. W Europie nie widzimy jeszcze tak silnych sygnałów w postaci taniej energii, taniej pracy, czy dużych bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Dlatego Europa potrzebuje wsparcia rządów i sektora prywatnego.

Powiedział pan, że rynki stają się zbyt uzależnione od polityki stymulacyjnej rządów. Co się stanie, kiedy ta polityka się skończy? Jakiś czas temu, gdy szef Fed Ben Bernanke zapowiedział, że realizowany w USA program skupu aktywów może zakończyć się lub zostać ograniczony pod koniec roku, rynki się załamały...

Obawy rynków wynikają z niepewności, czy wydatki rządowe zostaną zastąpione inwestycjami sektora prywatnego. Rynki nie widzą powstających nowych miejsc pracy, nowych gałęzi przemysłu, technologii, czy produktów. Uważają, że w chwili obecnej jedynie program skupu aktywów zapewnia siłę gospodarce. Sądzę, że rynki nie są dobrze poinformowane i stąd te obawy. W wielu krajach widzimy spore postępy. Mam tu na myśli chociażby USA, Meksyk, Chiny i resztę Azji, Niemcy, czy Skandynawię, których gospodarki nadal radzą sobie dobrze.

Problemem rynków jest też to, że obecnie odznaczają się one bardzo krótkim horyzontem. Wszyscy obawiają się o następne trzy czy sześć miesięcy, a nikt nie zastanawia się, co będzie za pięć czy dziesięć lat. Jeśli pod uwagę weźmiemy taką dłuższą perspektywę, to okaże się, że lepszym rozwiązaniem będzie zakończenie tego programu. W przeciwnym wypadku gospodarka amerykańska będzie się borykała z długoterminową inflacją, wysokimi stopami procentowymi oraz rosnącymi cenami surowców. W krótkim okresie program stymulacyjny przynosi pozytywne skutki, w długim prowadzi jednak do problemów strukturalnych.

Czy dostrzega pan obecnie jakieś zagrożenia dla gospodarki światowej lub symptomy kolejnego kryzysu w przyszłości?

Przede wszystkim uważam, że poważnym zagrożeniem dla światowej gospodarki są wydarzenia związane z tzw. „shadow bankingiem" w Chinach. Zaciągniętych zostało bowiem wiele pożyczek, które nie mogą zostać spłacone. Dostrzec można również spekulacyjne bańki na światowym rynku nieruchomości. Problemem jest ponadto brak reform w tak istotnych dla świata gospodarkach jak Indie, Brazylia czy Rosja. To powoli zaczyna wpływać na globalne przepływy inwestycji zagranicznych.

Szczególnie ciekawe wydają mi się dwa spośród wskazanych przez pana zagrożeń. Mam tu na myśli wzrost „shadow bankingu" w Chinach oraz brak reform w wielu kluczowych gospodarkach. Nie spodziewam się, by rząd chiński w najbliższym czasie był w stanie zwalczyć „shadow banking". Rządy krajów, które potrzebują reform, prawdopodobnie będą zaś ich unikać...

Jestem zdania, że rząd chiński podjął zdecydowane działania w celu zwalczenia shadow bankingu. Już teraz wprowadza bardzo surowe zasady, zwiększa regulacje, konsoliduje rynki. Bardzo agresywnie walczy z tym zjawiskiem. Działania zostały jednak podjęte w sposób nieskoordynowany i dlatego gospodarka chińska boryka się ze spowolnieniem. Jeśli zaś chodzi o drugą kwestię, to zgadzam się, że wiele krajów nie wprowadza potrzebnych reform, przez co inwestorzy tracą pewność dotyczącą tych rynków. Jednocześnie te gospodarki, które się reformują, przyciągają pieniądze inwestorów. Przykładowo do Meksyku, czy też krajów Azji i Afryki napływają inwestycje, ponieważ kraje te przeprowadzają niezbędne reformy. Rządy takich krajów jak Indie, Brazylia czy Rosja muszą zaś zrozumieć, że żeby rywalizować o inwestycje zagraniczne, muszą wprowadzić trwałe reformy przyjazne biznesowi.

Brak reform może oznaczać brak inwestycji także dla Europy Środkowo-Wschodniej?

Każde państwo ma swoje unikalne zalety. Polska jest np. jedynym krajem w regionie, który bez szwanku wyszedł z globalnego kryzysu finansowego. Z czego jednak Polska jest znana? Jest znana z wysokiej jakości budownictwa, czy przemysłu. Ale jakie innowacje proponuje? Czy tworzy iPody lub iPhone'y? Nie. I w tym tkwi problem. Polska musi się stać znacznie bardziej przedsiębiorcza i innowacyjna. Macie kapitał w postaci wykształconych, ciężko pracujących ludzi z dobrym zmysłem technicznym. By jednak być konkurencyjną w globalnym świecie, polska gospodarka musi kreować nowe gałęzie przemysłu, technologie i usługi. W przeciwnym wypadku będzie jedynie źródłem taniej siły roboczej, podobnie jak inne kraje, które nie są innowacyjne.

Uważa pan, że polska gospodarka naprawdę ma szansę stać się innowacyjna?

Dlaczego nie? Macie przecież dobrze wykształcone i pracowite społeczeństwo. Dobre są też ramy instytucjonalne. Dlatego nie ma powodów, by tak się nie stało. Potrzebne są jednak zachęty, które wspomogą aniołów biznesu, czy tworzenie klastrów. Nikt na własną rękę nie wymyśli bowiem nowych gałęzi przemysłu. Będzie to możliwe tylko za sprawą grupy ludzi działających razem.

To może być problem. Polacy raczej nie słyną ze skłonności do współpracy...

Zgadzam się z tą opinią. Kiedy jadę do Skandynawii czy Azji, to na każdym kroku słyszę o tym, jak firmy wzajemnie się wspierają. W Polsce zaś mamy do czynienia raczej z zaciętą konkurencją.

Wybrał pan Hongkong na główną siedzibę szefa KPMG. Czy według pana Chiny staną się wkrótce globalnym liderem?

Myślę, że jeszcze długo nikt nie zagrozi pozycji USA jako globalnego lidera. Jeśli jednak pod uwagę weźmie się nowe i rozwijające się gospodarki Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej, to należy oczekiwać, że będą one coraz bardziej konkurencyjne w związku z umacniającą się klasą średnią, rosnącym przemysłem, poprawiającą się infrastrukturą oraz wzrostem skali technologii i własności intelektualnej pochodzących z tych krajów. To będzie duże wydarzenie i spora zmiana. To nie stanie się oczywiście w ciągu najbliższych 20-30 lat. Już dziś jednak firmy muszą realizować inwestycje, które pozwolą im skorzystać na rozwoju tych regionów. Wybraliśmy Hongkong, ponieważ chcemy być w sercu tego nowego świata.

Czy ten nowy świat będzie stanowił zagrożenie dla starego, czyli dla USA i Europy? Nie tylko praca, ale również technologie coraz częściej pochodzą bowiem z Chin czy innych krajów azjatyckich.

Po pierwsze, to może pomóc staremu światu, gdyż będzie on inwestował na nowych, rozwijających się rynkach. Po drugie kraje te będą inwestować na Zachodzie, żeby zdobyć umiejętności, czy technologie. Ten wzrost będzie zatem podwójnie korzystny dla starego świata. Jeśli jednak mówimy o zmianach w długim terminie, to musimy być świadomi, że nowy świat nabierze siły i będzie wywierał znacznie większy wpływ na globalną gospodarkę. W dłuższym terminie wpływ ten będzie bardzo zauważalny, ponieważ żyjący tam ludzie pracują bardzo ciężko, mają mnóstwo pomysłów, są bardzo dobrze wykształceni, inwestują w bardzo nowoczesną infrastrukturę, znają nowe technologie. Są nową siłą konkurencyjną, z którą zmierzyć się muszą wszystkie pozostałe kraje.

A jaka przyszłość czeka pana zdaniem strefę euro. Polska od dawna rozważa dołączenie do niej. Czy uważa pan, że to dobry pomysł?

Przed podjęciem decyzji w tej sprawie Polska powinna mieć pewność, że istnieją instytucje, które są w stanie nadzorować strefę euro i niezależnie myśleć o lekarstwach na wszelkie gospodarcze obawy i kłopoty. Dopiero wówczas Polska powinna myśleć o dołączeniu do strefy euro. Wasz kraj jest relatywnie mały. Dlatego może on skorzystać na dołączeniu do strefy euro, przy założeniu, że nie będzie to miało ujemnego wpływu na jego  wydajność.

W gronie waszych klientów są duże firmy z różnych sektorów i regionów świata. Które branże i które regiony w najbliższych latach mają szansę się pozytywnie wyróżniać?

Przede wszystkim nadal rozwijać się będą szeroko rozumiane usługi. Warto też zwrócić uwagę na takie sektory, jak czysta energia, żywność (w zakresie jej bezpieczeństwa i efektywnej produkcji), biotechnologia, która pomoże wynaleźć nowe leki, oraz oczywiście nowe technologie. Wśród regionów wskazałbym zaś przede wszystkim kraje Azji Południowo-Wschodniej, Meksyk oraz Afrykę, której ludność zacznie zdawać sobie sprawę z tkwiącego w niej wielkiego potencjału.

Inwestorzy cenią jednak poczucie stabilności. Obawiam się, że może im tego brakować w Meksyku czy Afryce...

W gospodarkach rozwijających się zawsze istnieje ryzyko nieoczekiwanych zmian. Dlatego inwestorzy mogą obawiać się o działalność w takich krajach, jak Indie, Brazylia czy RPA. Zdarzają się tam bowiem nieoczekiwane zmiany rządów. W innych krajach, jak Indonezja, Malezja, czy Meksyk obserwujemy jednak stabilizację - od dziesięciu lat obowiązują te same regulacje i dlatego inwestorzy czują się bezpiecznie w tych krajach. Dla globalnych inwestorów najważniejsza jest bowiem pewność.

Stery KPMG objął pan przed dwoma laty. Pewnie od tego czasu słyszał pan wiele głosów, że odpowiedzialność za globalny kryzys finansowy, który wybuchł w 2008 r., częściowo ponoszą firmy audytorskie i agencje ratingowe. Jak wasza działalność powinna się zmienić, żeby zapobiec podobnym oskarżeniom w przyszłości?

Moim zdaniem audytorzy nie ponoszą odpowiedzialności za kryzys. My wykonaliśmy swoją pracę. Byliśmy jednak krytykowani za to, że zmusiliśmy banki do zbyt wczesnego dokonania odpisów wartości aktywów, co było bezpośrednią przyczyną kryzysu. Byliśmy krytykowani przez rządy i regulatorów, ale wykonaliśmy swoją pracę. Dziś możemy zadać sobie pytanie, czy mogliśmy i czy powinniśmy coś zrobić inaczej? Zapewne tak. Przede wszystkim mogliśmy rozmawiać z bankami centralnymi i regulatorami i wspólnie identyfikować pojawiające się zagrożenia dla systemu. Nie musieliśmy tego robić, ale mogliśmy i powinniśmy. To właśnie należy robić, żeby uniknąć kolejnych kryzysów.

Zasady funkcjonowania audytu są dość stare. Warto zastanowić się, czy dostarcza on tych informacji, których oczekują inwestorzy. Inwestorzy zainteresowani są m.in. takimi wartościami jak zwrot z zainwestowanego kapitału, wskaźnikami kosztów do przychodów czy możliwymi do osiągnięcia efektami synergii. Obszary te zasadniczo nie są przedmiotem audytu. Dlatego audyt powinien zostać poszerzony o procedury w odniesieniu do informacji, których oczekują inwestorzy.

Powinniśmy ponadto położyć większy nacisk na wykorzystanie nowych technologii, by mieć świeższe dane o pojawiających się ryzykach. Audytorzy mogliby też większą wagę przykładać do oceny kontroli zarządzania ryzykiem w badanych spółkach oraz oceny jego skuteczności. Taki komentarz byłby bowiem przydatny dla opinii publicznej.

Pod koniec 2010 r. szerokim echem odbiła się publikacja przez Komisję Europejską tzw. zielonej księgi, w której przedstawiono propozycje uregulowania rynku usług audytorskich i doradczych. Dokument został mocno skrytykowany przez przedstawicieli branży. Jak dotąd nie zostały przedstawione ostateczne propozycje. Które z zapowiedzianych zmian uważa pan za szczególnie nietrafione?

W mojej ocenie obowiązkowa rotacja audytora przysporzy więcej problemów niż korzyści, obniżając jakość audytu i doprowadzając w efekcie do wzrostu ryzyka dla inwestorów. Co się stanie? Po pierwsze firma audytorska, która okaże się zwycięzcą w walce o klienta, nie będzie już audytorem, lecz sprzedawcą. Po drugie konkurencja doprowadzi do spadku stawek za usługi audytorskie. To zaś będzie skutkowało ograniczeniem rekrutacji pracowników. Firmy z branży będą bowiem musiały ograniczać koszty. Nie można zapominać również o tym, że nowy audytor musi zapoznać się z daną firmą i specyfiką jej działalności. To zajmuje zwykle około dwóch lat, w trakcie których występuje zwiększone ryzyko wystąpienia błędów w procesie audytu. Potwierdzają to również doświadczenia tych krajów, w których wprowadzono obowiązkową rotację audytora. Warto też pamiętać, że Europa nie działa w oderwaniu od innych regionów świata. Wprowadzenie obowiązkowej rotacji w Europie przysporzy więc problemów międzynarodowym firmom pochodzącym z USA, Japonii czy Kanady. Przedsiębiorstwa te będą musiały mieć dwóch audytorów: jednego, z którego usług korzystały dotychczas, i drugiego, by spełnić wymagania europejskie. Musimy pamiętać o tym, że zmienić będą musiały nie tylko firmę audytorską, ale też doradcę podatkowego, czy audytora wewnętrznego. To olbrzymi koszt dla firm.  Dlatego uważamy, że proponowane przez Komisję Europejską zmiany są drogą na skróty i nie są właściwe w celu zmierzenia się z prawdziwym problemem, czyli kwestiami związanymi z zapewnieniem jakości audytu.

Finanse
Polacy ciągle bardzo chętnie korzystają z gotówki
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Finanse
Najwięksi truciciele Rosji
Finanse
Finansowanie powiązane z ESG to korzyść dla klientów i banków
Debata TEP i „Rzeczpospolitej”
Czas na odważne decyzje zwiększające wiarygodność fiskalną
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Finanse
Kreml zapożycza się u Rosjan. W jeden dzień sprzedał obligacje za bilion rubli