Czy wciąż możemy mówić o globalnym kryzysie finansowym? A jeśli tak, to jak długo on jeszcze potrwa?
Nie sądzę, żebyśmy nadal mieli do czynienia z globalnym kryzysem finansowym. Miał on miejsce wówczas, gdy borykaliśmy się z problemami światowego systemu bankowego i finansowego. Można oczywiście wskazać kraje znajdujące się w trudnej sytuacji, która zmusza je do przeprowadzenia reform. Nazwałbym to jednak raczej normalną fazą cyklu, a nie kryzysem. Banki europejskie zostały dokapitalizowane. Poprawione zostały regulacje i nadzór nad systemem. Główne ryzyka, jakie mógłbym obecnie wskazać, wynikają przede wszystkim z czynników politycznych i gospodarczych, niezwiązanych bezpośrednio z systemem finansowym. Dlatego nie można już raczej mówić o kryzysie finansowym.
Mówi pan, że wprowadzone zostały regulacje, które mają pomóc w uniknięciu podobnego kryzysu w przyszłości. Dużą wagę przykłada się jednak również do wydatków rządowych, których celem jest stymulacja osłabionych gospodarek. Czy w pana ocenie jest to dobra polityka?
Uważam, że należałoby mówić o kombinacji czynników, na które należy zwracać szczególną uwagę. Bardzo ważne są oczywiście regulacje i nadzór nad systemem bankowym. Ważne jest też jednak reformowanie gospodarek i tu wskazałbym na pakiety stymulacyjne ze strony rządów. Nie można jednak zapominać również o zagranicznych inwestycjach bezpośrednich, prywatnych inwestycjach w infrastrukturę, czy zaangażowaniu szeregu podmiotów w analizę pojawiających się zagrożeń. Mam tu na myśli szczególnie agencje ratingowe, banki centralne, czy firmy audytorskie. Wszyscy mamy bowiem do odegrania rolę w przewidzeniu i zatrzymaniu kolejnego globalnego kryzysu finansowego.
Wsparcie rządowe ważne jest chociażby w USA, gdzie Rezerwa Federalna realizuje program skupu aktywów. Jak zareagują rynki, gdy zostanie on zakończony?