Widmo długotrwale niskiej inflacji i kryzys rosyjski windują wyceny obligacji rządowych niemal w całej Europie. Papiery niemieckie, francuskie czy holenderskie są obecnie najdroższe od setek lat, a w ślad za nimi spadają też rentowności obligacji rynków wschodzących, w tym polskich. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy rentowność naszych papierów dziesięcioletnich obniżyła się o 1,5 pkt proc. i jest bliska najniższych poziomów w historii. Rekordy bije oprocentowanie obligacji dwuletnich. Tymczasem na rynku rosną obawy, że ten balon niedługo pęknie, i to z wielkim hukiem.

– Staramy się wykorzystać obecny trend jak najlepiej w celu maksymalizacji zysków, ale cały czas jesteśmy przygotowani na sygnał końca hossy. W mojej ocenie większość tegorocznego potencjału na polskim rynku obligacji została już zrealizowana – mówi Krzysztof Izdebski, zarządzający funduszami dłużnymi w Union Investment TFI. – Poziomy rentowności, które teraz obserwujemy, są na dłuższą metę nie do utrzymania i odwrót od rynku długu jest nieunikniony – uważa Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.

Analitycy, z którymi rozmawialiśmy, są zgodni – zapalnikiem wyprzedaży obligacji w Europie będzie zapowiedź podwyżki stóp procentowych przez amerykański Fed. Im bliżej do tego momentu, tym mniejsza będzie wiara inwestorów w dalszy potencjał rynku długu. Przeceny na globalnym rynku obligacji rządowych spodziewają się też stratedzy amerykańskiego banku inwestycyjnego Goldman Sachs. Przyczyną ma być właśnie skok rynkowych stóp w Stanach Zjednoczonych, spowodowany szybszym wzrostem tamtejszej gospodarki.

Jeśli kapitał zacznie odpływać od europejskiego długu, skończy się też tanie pożyczanie przez Polskę. W środę pod koniec dnia rentowność papierów dziesięcioletnich wynosiła 3,22 proc., pięcioletnich 2,74 proc., a dwuletnich 2,38 proc. – Prognozujemy, że do końca trzeciego kwartału oprocentowanie polskich dziesięciolatek podniesie się o ok. 0,40 pkt proc., a do końca roku może to być łącznie nawet 0,70 pkt proc., oczywiście przy założeniu braku eskalacji kryzysu ukraińskiego – mówi Borowski.