Nowe ograniczenia zaczęły obowiązywać od 1 września uderzając w Kubańczyków, którzy odwiedzali krewnych na Kubie i w USA i przywozili za każdym razem coś na handel. Ucierpią także prowadzący małą działalność gospodarczą, lokale gastronomiczne czy salony piękności, którzy korzystali z takiego walizkowego importu.
- Nikt nie lubi czegoś takiego i ludzie są wściekli - stwierdził Silvio Madero, Kubańczyk mieszkający na stałe w Homestead na Florydzie, który w ostatnich 4 latach odwiedził rodzinę na wyspie 6 razy, za każdym razem z walizką towarów. - Ten kraj potrzebuje napływu pieniędzy, a przy takcie przepisach nic z tego nie będzie. Powinni pozwolić wwozić wszystko, to pomoglibyśmy rodzinom i przyjaciołom - dodał.
Na lotnisku międzynarodowym w Miami Kubańczycy i Amerykanie pochodzenia kubańskiego ustawiają się zwykle w długich kolejkach do samolotów czarterowych wioząc telewizory, opony rowerowe i tysiące innych artykułów, których chronicznie brakuje na wyspie.
Rządowa decyzja zmierza do ograniczenia takiego handlu poprzez podwyższenie ceł od takich przesyłek. Cło od większości popularnych telewizorów wzrosło o 100 dolarów, od aparatu o 32-calowym ekranie wynosi teraz 250 dolarów, od średnich 32-42-calowych 400, a od większych 500.
Ma ponadto zlikwidować prywatny rynek odzieży. Dotąd można było przywieźć 40 par spodni, teraz limit wynosi 20. Podobne ograniczenia dotyczą pończoch, skarpet, bluzek, obuwia i innych.