Kolejne informacje o bardzo dobrej kondycji gospodarki USA (w II kwartale PKB był o 4,6 proc. większy niż rok wcześniej), a przede wszystkim oczekiwania co do podwyżek stóp procentowych za oceanem, przekładają się na wzrost popytu na dolara na rynkach walutowych. Amerykański pieniądz zyskuje dynamicznie zarówno do euro, jak i japońskiego jena czy brytyjskiego funta. We wtorek kurs EUR/USD wynosił niespełna 1,27, czyli był najniższy od III kwartału 2012 r. Jeszcze pod koniec maja sięgał 1,4. Zdaniem specjalistów trend ten może być kontynuowany w kolejnych tygodniach, choć po tak znacznym umocnieniu należy się liczyć z korektami.
Również złoty nie pozostaje obojętny na zmiany kursów na rynkach globalnych. O ile nasz pieniądz w ostatnich miesiącach, po wiosennym osłabieniu (z powodu sytuacji na Ukrainie), zachowuje się względnie stabilnie wobec euro (kosztowało na ostatniej sesji 4,17 zł) i szwajcarskiego franka (3,46 zł), to w przypadku dolara szybko traci na wartości. We wtorek za amerykańską walutę w Warszawie płacono przejściowo nawet 3,32 zł, czyli przeszło 3 gr (ponad 1 proc.) więcej niż w poniedziałek. Od początku III kwartału amerykańska waluta podrożała już o 10 proc. Wtorkowy kurs był równocześnie najwyższy od lipca 2013 r.
Na razie gwałtowne umocnienie dolara nie odbija się negatywnie na polskiej gospodarce, bo równocześnie gwałtownie spadają ceny ropy naftowej, dzięki czemu ceny paliw na stacjach benzynowych pozostają na stabilnym poziomie. We wtorek baryłka gatunku Brent taniała kolejne 0,8 proc., do 96 dolarów. Od lipca cena spadła już o 15 proc. i nic nie wskazuje na to, żeby miała zacząć rosnąć, mimo zabiegów Rosji, która namawia państwa OPEC do zmniejszenia produkcji.